Dębickie Błonia. Tam wśród budynków gospodarczych, mniejszych czy większych firm, i terenów przemysłowych, stoi budynek przez niektórych nazywany jedynym prawdziwym domem kultury w Dębicy. Prawdziwym, bo niezależnym, powstałym z pasji do muzyki, a nie odgórnego zarządzenia. Bez wsparcia a nawet wiedzy władz miasta, bez dotacji, sponsorów, unijnych dyrektyw, ale za to z ludźmi, dla których tworzenie muzyki jest sensem życia. Cała historia zaczęła się pod koniec 2002 roku, kiedy Krzysztof Godycki poszukiwał miejsca, gdzie mógłby otworzyć studio nagrań. Budynek, który wpadł mu w oko, należał do Spółdzielni Transportu Wiejskiego. Od niej wynajął pomieszczenia i po skompletowaniu potrzebnego sprzętu rozpoczął pierwsze nagrania. Miejsce okazało się przyjazne muzykom, szczególnie że znajduje się daleko od jakichkolwiek budynków mieszkalnych i głośna muzyka nikomu nie przeszkadza. Również przychylność i niewygórowane wymagania finansowe właścicieli sprawiły, że miejscem zainteresowały się dębickie zespoły. Pierwsza była grupa Rumor, która akurat szukała sali na próby. Szybko zaklimatyzowali się w nowym miejscu. Kolejny był zespół Illuminandi, później Ortodox, Nic Śmiesznego, Qwert i jeszcze kilka innych kapel. Przez jakiś czas próby odbywał tam również Chinook, zespół Godyckiego. Wciąż też przychodzą nowi. Ostatnio punk rockowa grupa Bez Wyjścia. Obecnie regularne próby odbywa tu 5 zespołów. Bywają jednak dni, kiedy niektóre sale prób odwiedza i kilkanaście osób. Przychodzą towarzysko, posłuchać muzyki, spotkać znajomych. Przez 6 lat istnienia studio Chinook Krzysztofa Godyckiego zrealizowało ponad 100 różnych projektów, od popu po ciężki metal. Nagrywali w nim m.in. Romeo must Die, Neolith czy ClockWork Mind. Również grupy sąsiadujące ze studiem chętnie z niego korzystały. Zespoły z STW, bo tak potocznie mówi się o tym miejscu, mimo że od jakiegoś czasu nie należy już do spółdzielni, starają się wspierać nawzajem. Biorą udział we wspólnych projektach, grają razem koncerty, wymieniają się sprzętem. Wszyscy podkreślają, że najważniejsza dla nich jest niezależność. Nie mają narzuconych terminów czy czasu trwania prób. Nikt, w zamian za możliwość grania, niczego od nich nie oczekuje. Nie mają wsparcia miejskich domów kultury ale też na nie nie liczą. Sami organizują sobie koncerty, dbają o promocję. Łączy ich pasja i radość ze wspólnego grania. Wiele może ich dzielić. Jedni śpiewają o upadku systemu, drudzy w teksty wplatają fragmenty Biblii. Jedni mają lat 18, drudzy ponad 40. Nie przeszkadza im to jednak funkcjonować obok siebie i wspólnie tworzyć to miejsce. STW przyciąga atmosferą. Nieskrępowaną, pozwalającą na muzyczne rozwinięcie skrzydeł. Bez ograniczeń, bez narzuconych norm, nakazów i zakazów. Nie jest to zarzut wobec oficjalnych domów kultury, a raczej pochwała oddolnych inicjatyw. Uznanie dla ludzi, którzy nie oglądając się na nikogo budują własną, alternatywną kulturę. Tworzą sobie miejsca do prób, organizują koncerty, imprezy, festiwale. A wszystko to z miłości do muzyki. ratuszniak@ol.com.pl