Pierwsze składy stanęły już o północy. I choć lokalny samorząd zorganizował zastępcze autobusy, to na dworcu w Rzeszowie panuje istny chaos. Na stacji brakuje podstawowych informacji - nie ma ani obwieszczeń, a i panie w dworcowych okienkach nie są zbyt rozmowne. Kolej po prostu uważa, że nie musi o wszystkim informować. Posłuchaj relacji reportera RMF Witolda Odrobiny: - Cała noc w pracy. Teraz nie mamy czym wracać do domu - żalą się pasażerowie. - Jestem zdenerwowana. W tej chwili nie ma się jak dostać do pracy. A przecież zapłaciłam za bilet miesięczny - mówią. I choć kolej zapewniała, że w autobusach będą respektowane bilety miesięczne, to większość pasażerów o tym nie wie. Regionalne składy nie będą kursować do odwołania. PKP Przewozy Regionalne nie doszły bowiem do porozumienia z marszałkiem Podkarpacia w sprawie pieniędzy. Wczoraj w podkarpackim starostwie powiatowym trwały rozmowy ostatniej szansy. Kolejarze domagają się większych pieniędzy na przewozy, a tych w starostwie powiatowym w Rzeszowie nie ma. - Wiemy, że budżet samorządu województwa podkarpackiego został powiększony o co najmniej 22 mln złotych - mówi Małgorzata Kuczewska-Łaska, wiceprezes Przewozów Regionalnych. Ale problem w tym, że w zeszłym roku koleje zgodziły się na 17,5 mln złotych, teraz chcą o 5 mln więcej. Los pasażerów z Podkarpacia podzielić mogą wkrótce mieszkańcy województw pomorskiego i podlaskiego, a później - całej Polski. Nie możemy wozić pasażerów i nie dostawać za to pieniędzy - argumentują przedstawiciele PKP Przewozy Regionalne.