Jesienią tamtego roku drogowcy wjechali z asfaltem na ul. Sopocką. Pracowali na zlecenie powiatu, bo to jego droga. Uwijali się jak w ukropie, bowiem Starostwo Powiatowe w Nisku dostało dofinansowanie do tego remontu i musiało się z nim uwinąć do końca roku. Prawie się udało. Prawie, bo remont został wykonany w terminie i sponsor był zadowolony. Kierowcy mniej, bo pod wiaduktem kolejowym nie ma nowego asfaltu. Wejdziecie, jak zapłacicie - Kazałem zostawić ten odcinek drogi bez remontu, ponieważ jest to teren PKP i nie miałem zgody, na wejście na ich teren - wyjaśnia Władysław Pracoń, starosta niżański. - Na prośby i pisma odpowiadają po terminach, a mnie terminy goniły. Jak dostanę zgodę, to pod wiaduktem asfalt zostanie położony w terminie późniejszym. PKP, a dokładnie ich Oddział Gospodarowania Nieruchomościami w Krakowie, najpierw zapierał się, że nikt z Niska do nich nie pisał w sprawie udostępnienia terenu, a potem jednak przysłał warunki, na jakich drogowcy mogliby się z asfaltem zatrzymać pod wiaduktem. Startosta Pracoń ostatniego dnia tamtego roku, a więc już po zakończeniu remontu drogi, dowiedział się, że PKP zgadza się na prowadzenie remontu pod wiaduktem, ale z zastrzeżeniem, że "zgoda na prowadzenie remontu, może być wydana jedynie odpłatnie". Krótko mówiąc, jeżeli niżańscy kierowcy chcą mieć równą drogę, niech się złożą na haracz dla PKP. Urzędnicza głupota, za którą teraz trzeba płacić Buńczuczne pismo zepsuło staroście sylwestra, ale i wywołało mocne postanowienia na nowy rok. W słowach bardzo obrazowych, zarzekał się, że nie da kolei ani złotówki. Na razie odwołuje się do Zarządu Głównego PKP w Warszawie, a gdy ten stanie po stronie Krakusów, asfaltu pod wiaduktem nie będzie. Co najwyżej stanie tam tabliczka, że kierowcy przejeżdżają pod wiaduktem na własne ryzyko, bo taka jest wola kolejarzy. To nie jest ostatni punkt sporny starostwa i PKP na terenie powiatu niżańskiego. Miejsc, gdzie krzyżują się drogi powiatowe i kolejowe, w powiecie jest kilkanaście. Stało się to wskutek niedbałości urzędniczej. Najpierw wytyczno drogi powiatowe. Później ktoś inny robił porządek z drogami kolejowymi i uznał, że to, co nad i pod torami, jest własnością PKP. Wtedy głupota nie bolała, a teraz drogo kosztuje. Komentarz Władysław Pracoń, starosta niżański: Gdybym wszedł na czyjś teren z własną inwestycją, byłaby to samowola budowlana. Zrozumiałbym domaganie się pieniędzy, gdybym na spornym terenie prowadził jakąś działalność zarobkową, ale to jest tylko udogodnienie dla ludzi. Nie wiem ile PKP chcą za wejście na ich teren i to mnie nie interesuje. Nie dam im ani złotówki. Autor: Jerzy Mielniczuk