Brygada antyterrorystyczna strzegła porządku podczas rozprawy o rozbój, jaka toczyła się 5 czerwca przed stalowowolskim Sądem Rejonowym. Część oskarżonych jest związana z grupą stadionowych chuliganów - tzw. brygadą Zatorze. A do rozboju doszło na początku roku w lokalu "Cinema" w Stalowej Woli. Policjanci obawiali się, że chuligani - koledzy oskarżonych, nawyki ze stadionu będą chcieli przenieść przed oblicze Temidy. Stąd te nadzwyczajne środki. Ale na rozprawę przybyła ich tylko garstka. Sędzia nawet zezwolił, by uczestniczyli w rozprawie jako publiczność. Część z oskarżonych: Jacek O., Paweł W., Krzysztof Z. i Michał B. do sądu przyjechała zaś wprost zza krat, z aresztu tymczasowego. Podczas rozprawy sędzia przesłuchał jedynie Jacka O., który już wcześniej przyznał się do rozboju. Ale i tak z jego ust można było usłyszeć wiele rewelacji. Według oskarżonego, w lokalu "Cinema" lub obok knajpy co miesiąc odbywały się ustawiane walki. Zwykle jeden na jeden i dość często biły się tam dziewczyny. - Czasami przy tych walkach była wzywana policja. Bracia Ż. (pracownicy lokalu - red.) zawsze w barze mieli kamerę i jak tylko zaczynała się walka, to ją kręcili - usłyszał sędzia. - Od właściciela klubu, gdy pracowałem u niego jako ochroniarz, dostałem 700 zł za to, aby kobiecie, która pracowała w sanepidzie, za robione w klubie kontrole zniszczyć samochód - porysować go, poprzebijać opony i powybijać szyby. Miałem jej też pomalować sprayem drzwi od mieszkania - zeznał Jacek O. Przyznał również, że w lokalu pracował bez umowy, na czarno. Ci, którzy zlecili pobicie Jackowi O., kazali mu także pozbyć się telefonu, który ukradł podczas rozboju, za który jest sądzony. To "pozbycie się telefonu" zakrawa jednak bardziej na fragment scenariusza z komedii, niż kryminał z życia wzięty... - Rano poszedłem z Pawłem Ż. do sklepu i idąc obok budynku Straży Miejskiej wyrzuciłem ten telefon na teren ogródka. Nie wiedziałem, że wyrzucam go na teren straży i że po odciskach palców mogą dojść do mojej osoby - powiedział Jacek O.