- Podsuniętą umowę tylko przeleciałem oczami. Tak właśnie działają przedstawiciele kancelarii specjalizujących się w pośredniczeniu pomiędzy poszkodowanymi w wypadkach komunikacyjnych, a firmami ubezpieczeniowymi. Korzystając z tego, że pan Stanisław był jeszcze półprzytomny, że czekała go poważna operacja, bo prawą nogę miał pogruchotaną (sześć otwartych złamań), wzięli od niego upoważnienie. - Podpisałem wszystko, byłem nawet zadowolony, że nie będę musiał nigdzie chodzić - wspomina. - Dopiero potem doczytałem, że biorą 30 proc. z sumy odszkodowania. Od tego czasu jeszcze się nikt do mnie nie odezwał, może dlatego, że na operację trafiłem do Wojewódzkiego Szpitala nr 2 w Rzeszowie. Krążą i... znajdują chętnych - Na pewno krążą po szpitalu, można nawet znaleźć ich wizytówki na niektórych parapetach, ale nie mają naszego przyzwolenia na działanie i nie załatwiają tego przy personelu - mówi lekarz dyżurny z Oddziału Ortopedii i Traumatologii Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie. Po podpisaniu umowy i pełnomocnictwa przedstawiciel firmy odszkodowawczej pomaga swojej ofierze wypełnić wniosek do firmy ubezpieczeniowej, mówi, jakie dokumenty trzeba zgromadzić, a potem zabiera od 25 do nawet 60 procent odszkodowania. Robi za pieniądze, to co zwykle za darmo robi pracownik firmy ubezpieczeniowej, bo to jego obowiązek. - Trzeci tydzień leżę w szpitalu po wypadku samochodowym, na razie nikt mnie nie nachodził - mówi Zofia Gawrońska z Majdanu Królewskiego. - Gdyby ktoś zaproponował mi pomoc, może bym i skorzystała. Skąd wiedzą? - Żaden pracownik nie ma prawa ujawniać danych osobowych naszych pacjentów i nie miałam sygnałów, że do tego dochodzi - zapewnia Bożena Mróz, z-ca dyrektora ds. ekonomicznych z SW nr 2 w Rzeszowie. Dane ofiar wypadków przechodzą przez dziesiątki rąk: pogotowie, policję, straż i pomoc techniczną, często zakłady pogrzebowe. Każdego obowiązuje tajemnica służbowa, ale... gotówka kusi. Niektóre firmy potrafią płacić od osoby od 50 do 150 zł. Zarabiają więc wszyscy oprócz tych, których spotkało nieszczęście i ulegli wypadkowi. ANNA MORANIEC