Budynek był niezamieszkały tylko oficjalnie. Bo nieoficjalnie koczowały tu bowiem 3 osoby. 58-letnia kobieta, jej syn i zięć. Feralnego wieczora kobieta wspólnie ze swoim zięciem piła alkohol w jednym pomieszczeniu, w drugim pił jej syn. - Gdzieś przed 4 przyleciał do mnie szwagier, obudził mnie, krzyczał, że się pali - mówi 40-letni Mirosław, syn zmarłej. - Poleciałem po pomoc, ale straż już jechała. Mama przecież zawsze spała w innym pokoju. Gdyby położyła się tam gdzie zawsze, nic by jej nie było. Lekarz stwierdził zgon kobiety w wyniku zaczadzenia. Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego zabronił 40-latkowi mieszkać w budynku. - 4/5 stropu spaliło się doszczętnie. Bardzo osłabiona jest konstrukcja dachu. Kiedy spadnie śnieg, a dach będzie obciążony - niewykluczone, że może runąć - ocenia Marian Pędlowski, szef PINB. - Nie wiem gdzie się teraz podzieję - mówi pan Mirek.