Prawdopodobną przyczyną tragicznego w skutkach pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej, podłączonej nielegalnie do sieci energetycznej. Andrzej P. mieszkał samotnie około stu metrów od drogi, w wybudowanym własnoręcznie w zagajniku domku letniskowym. - Akurat oglądałam serial ''M - jak miłość'', kiedy przez okno ujrzałam unoszące się już na kilkanaście metrów płomienie. Wybiegłam z mieszkania. Po chwili rozległ się potężny huk. Chyba rozsadziło bojler, w którym Andrzej podgrzewał wodę - wspomina początek dramatu sąsiadka pogorzelca. Straż przyjechała po kwadransie Na stanowisko kierowania Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Jarosławiu informacja o pożarze w Woli Węgierskiej dotarła o godz. 20.55. Po kwadransie na miejscu tragedii była pierwsza jednostka ratowniczo-gaśnicza straży. Po kilku minutach dojechały następne - dwa samochody PSP i osiem OSP. W tym czasie drewniany dom już cały płonął. - Do miejsca pożaru dotarły jedynie wozy z napędem terenowym, dobrze, że takie mamy w wyposażeniu. Podczas dogaszania pogorzeliska strażacy natrafili na zwęglone ciało mężczyzny. Wcześniej nie wiedzieli, czy w ogóle ktoś może być w środku. Przypuszczam, że gdyby nawet mieli na ten temat informację, na ratunek mężczyzny było i tak za późno - wspomina zdarzenie kpt. Krzysztof Kowal z KP PSP w Jarosławiu. Będzie sekcja zwłok Dowodzący akcją ratowniczą jako prawdopodobną przyczynę pożaru uznał zwarcie instalacji elektrycznej, która Andrzejowi P. służyła ponoć do nielegalnego poboru prądu. - Nie ma wprawdzie przesłanek, by dopatrywać się innej przyczyny jak podawana przez strażaków, ale w celu rozwiania wątpliwości, w środę zostanie przeprowadzona sekcja zwłok - zapowiada Marian Haśko, prokurator Prokuratury Rejonowej w Jarosławiu. WIESŁAW WOJCIESZONEK