Byli bezbłędni. Przez ostatnich 18 miesięcy zniszczyli co najmniej 15 transformatorów. Kradli w trzech powiatach: stalowowolskim, niżańskim i tarnobrzeskim. Działali pod osłoną nocy. Byli nie do namierzenia. Złodziejski proceder Ich celem były zwoje miedzi znajdujące się w transformatorach. Po zdemontowaniu metalowej skrzynki, znajdującej się przy słupie wysokiego napięcia, zrzucali ją na ziemię i wyciągali z niej zwoje. Miedź opalali i sprzedawali w skupach metali kolorowych. - Taka miedź w skupie była warta około trzystu, czterystu złotych, podczas gdy wartość całego transformatora to średnio 10 tysięcy - mówi Czesław Frączek, dyrektor Rejonu Energetycznego w Stalowej Woli. Przestali uważać Gdy półtora roku temu pięciu młodzieńców wpadło na pomysł łatwego zarobku, zachowywali wszelkie środki ostrożności. Wybierali tylko te transformatory, które nie były podłączone do prądu. Jako że proceder sprawdzał się doskonale, z czasem przestali uważać. Przestali nawet odłączać transformatory od prądu. Nie zdawali sobie sprawy, że igrają ze śmiercią. Tragedia była kwestią czasu. Ostatni skok W feralną noc "elektrycy" wybrali się na robotę. Podczas demontażu miedzi, jednego z nich dotkliwe poraził prąd. Koledzy zabrali go do samochodu i zawieźli do stalowowolskiego szpitala. Trafił pod opiekę lekarzy. Mimo ich wysiłków dwa dni później 18-letni chłopak zmarł. - Od razu podejrzewaliśmy, że 18-latek ma związek z kradzieżami transformatorów. Namierzyliśmy i dotarliśmy do jego czterech kolegów. Wszyscy mają postawione zarzuty uszkodzenia co najmniej 15 transformatorów. Prawdopodobnie ta lista jeszcze się powiększy - kończy tragiczną historię nadkomisarz Janusz Śnios z Sekcji Prewencji stalowowolskiej Komendy Policji. Piotr Pyrkosz