- On jest nieobliczalny, a pani dyrektor udaje, że nie ma problemu - mówi Izabela Lasota z Niebylca (Podkarpackie). - Moją córkę w ubiegłym roku dusił. Gdy powiedziałam o tym jego ojcu, ten spokojnie odpowiedział, "przecież ja mu nie każę nikogo bić, a jak wam się nie podoba, to przenieście dzieci do innej szkoły" - dodaje Anna Drozd. - Dlaczego przez jednego dzieciaka mają się przenosić wszystkie dzieci? - pytają mamy dzieci z zerówki. - W dodatku jemu nie można nic powiedzieć, bo jest chory, więc nietykalny. A co będzie, gdy moje dziecko wreszcie odda? Pewnie zostanie ukarane, bo bić nie wolno. Tylko jak ja mam mu wytłumaczyć, że jednemu wolno bić, a drugiemu nie? - pyta pani Izabela. Podlega obowiązkowi szkolnemu - Faktycznie, reakcje tego chłopca są ogólnie nie do przyjęcia. Chłopiec nie reaguje na polecenia, jest agresywny, ale... podlega obowiązkowi szkolnemu, a zgodnie z zaleceniami poradni psychologicznej dziecko powinno przebywać w grupie i w ten sposób uczyć się reakcji społecznych - mówi Lucyna Małek-Adamiak, dyrektor Szkoły Podstawowej w Niebylcu. - Ze swojej strony robimy wszystko, by reszcie dzieci zapewnić bezpieczeństwo. Złożyliśmy wniosek do Urzędu Pracy o skierowanie do nas stażystki, która zajmowałaby się chłopcem, poświęcając mu maksimum czasu. Tak było w ubiegłym roku i metoda się sprawdziła. Ta pani całkiem bezinteresownie przychodzi zresztą nadal. Niestety, chłopiec nie ma orzeczenia o niepełnosprawności ani stwierdzonej choroby, bo diagnoza o zespole ADHD wymaga kilku testów, a on nie pozwala się zdiagnozować psychologom. W opinii specjalistów, wykazuje cechy nadpobudliwości. Czy trzeba czekać na nieszczęście? - Mamy dosyć tej sytuacji. Czy mamy czekać aż stanie się coś poważnego? W ubiegłym roku rozbił dziecku głowę kamieniem, uderzył deską, dusił, przeciął nożyczkami palec. Co jeszcze musi zrobić? - pyta Danuta Panocha. - Liczymy, że z czasem dzieci uodpornią się na jego wybryki, przestaną się go bać i grupowo będą się bronić. W ubiegłym roku, kiedy próbował przewrócić stolik, to dzieciaki gromadnie na nim siadały albo przytrzymywały go za ręce. Tylko czy o to chodzi? Bo wygląda na to, że to reszta klasy uczona jest reakcji społecznych - mówią mamy. ANNA MORANIEC