O tym, że wokół Ziemi krąży niekontrolowany satelita szpiegowski, Amerykanie poinformowali kilka tygodni temu. W miniony piątek ujawnili, że zamierzają zestrzelić kosmiczny złom i że nie potrafią przewidzieć, co spadnie na Ziemię i w które miejsce uderzy. Rozpoczęły się spekulacje. - Prawdopodobieństwo, że fragment tego satelity spadnie akurat na terytorium Polski jest znikome - twierdzi Bogdan Klich, minister obrony narodowej. - Nie wiadomo, czy coś spadnie, a jeśli już, to bardzo małe elementy - uspokaja gen. Roman Polko z Biura Bezpieczeństwa Narodowego. - Prawdopodobieństwo, że satelita spadnie na Ziemię, wynosi najwyżej 25 procent. - Szansa na to, że satelita spadnie na Polskę jest jak jeden do miliona - uważa jeden z ministrów Kancelarii Premiera. - Prawdopodobieństwo upadku satelity na Polskę jest mniejsze niż jeden do tysiąca - szacuje dr Paweł Moskalik z Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika. Małe bum czy katastrofa? Niemożliwe do przewidzenia są też skutki ewentualnego uderzenia satelity w powierzchnię Ziemi. - Zagrożenie jest porównywalne z katastrofą małego odrzutowca - uważa Paweł Moskalik. - Nawet jeśli satelita spadnie na Ziemię, to zniszczenia ograniczą się do przestrzeni dwóch boisk piłkarskich - powiedział Roman Polko. Nie wiadomo czy satelita spadnie w częściach, czy w całości. Nie wiadomo też, co znajduje się na jego pokładzie. Specjaliści ostrzegają przed silnie trującą hydrazyną, radioaktywnym plutonem i toksycznym berylem. Bogdan Klich zapewnia, że polski rząd jest przygotowany do przeprowadzenia akcji ratowniczej i zmniejszania skutków ewentualnej katastrofy, bo jeśli miałaby się wydarzyć na terenie Polski, to uniknąć się jej nie da. Miejsce kosmicznej katastrofy będzie w przybliżeniu znane na 2 - 3 godzin przed zderzeniem, więc ewakuacja ludzi z zagrożonego rejonu nie wchodzi w grę. KRZYSZTOF ROKOSZ