Legia Warszawa - Stal Sanok 3-1 (2-1) 1-0 Rocki (19.) 1-1 Borowczyk (24.) 2-1 Paluchowski (45.) 3-1 Rzeźniczak (90.) LEGIA: Skaba - Descarga, Choto, Kumbev (46. Rzeźniczak), Kiełbowicz, Ostrowski, Borysiuk (46. Koziara), Jarzębowski, Rocki, Majkowski (79. Giza), Paluchowski STAL: Pietrzkiewicz - Sumara, Szałankiewicz, Łuczka, Nikody (74. Rajtar), Kuzicki, Borowczyk (86. Kijowski), Węgrzyn, Kosiba, Spaliński (61. Pańko), Niemczyk. Sędziował Wojciech Krztoń. Widzów 3000. Rewanż odbędzie się 8 kwietnia w Sanoku. Piłkarze Stali Sanok pokazali się w Warszawie jako drużyna waleczna i grająca bez kompleksów nawet z utytułowanym rywalem. Byli nawet bliscy sprawienia sensacji, ale ostatecznie Legia dopięła swego i wyrobiła sobie zaliczkę przed rewanżem. Choć styl, w jakim to osiągnęła był momentami kompromitujący dla piłkarzy tej drużyny, jej trener Jan Urban nie miał wątpliwości, kto zagra w półfinale Pucharu Polski. - Jestem pewien, że będzie to mój zespół. Przeciwko Stali wystawiłem głównie zawodników, którzy na wiosnę nie mieli okazji jeszcze się pokazać. To miał być dla nich test. Niestety, większość go oblała - nie ukrywał rozczarowania szkoleniowiec stołecznej ekipy. Kibice "spalili" młodzież Litości dla słabej postawy swoich piłkarzy nie mieli natomiast najbardziej zagorzali fani stołecznej drużyny. Oni od półtora roku nie dopingują swojego zespołu na własnym stadionie ze względu na konflikt z zarządem klubu. We wtorek jednak, widząc indolencję obrońców trofeum, szyderczymi okrzykami jeszcze bardziej deprymowali zawodników. - Nie rozumiem takiego postępowania. Wszyscy spodziewali się, że my ze Stalą wygramy 15-0. To było nierealne, biorąc pod uwagę, jaki skład wystawiłem i samą specyfikę rozgrywek. Dla rywali to był mecz życia, dla moich zawodników jeden z wielu. Miałem w nim szansę wprowadzić do zespołu kilku młodych chłopaków, ale kibice swoimi przyśpiewkami szybko ich "spalili" - narzekał Urban. Dopingowali jak swoich Ze swoich zawodników miejscowi fani drwili, natomiast naszą drużynę przyjęli bardzo sympatycznie. Już na samym wstępie przywitali ją gromkimi brawami. W trakcie meczu nagradzali każdą udaną akcję sanoczan aplauzem, a po jego zakończeniu docenili ich owacją na stojąco. - To było bardzo miłe z ich strony. Nie zapomnimy tego do końca życia - mówił pomocnik Stali, Paweł Kosiba. Nie poszli za ciosem Gdy Legia wyszła w miarę szybko na prowadzenie, wydawało się, że los Stali jest przesądzony. Gospodarze zamiast jednak iść za ciosem, zaczęli się bawić, co wykorzystała Stal i po jednej z kontr podanie Daniela Niemczyka sfinalizował Marcin Borowczyk. - Przyznam, że to mnie zaskoczyło w grze gospodarzy. Prowadząc 1-0, zamiast iść za ciosem, spuścili z tonu. My, mając podobną sytuację w IV lidze, zawsze staramy się dobić rywala, strzelając mu kolejne bramki i spokojnie możemy kontrolować mecz - powiedział na pomeczowej konferencji trener Stali, Janusz Sieradzki. Gdyby nie końcówki Dwa kluczowe momenty miały miejsce w końcówkach obu połów. Wówczas warszawianie na moment przyśpieszali i grali jakby dokładniej. To zaowocowało dwiema kolejnymi bramkami ich autorstwa. - Szczególnie żal mi tej ostatniej. Byłoby 2-1 i jakaś nadzieja na sprawienie niespodzianki w rewanżu. Na pewno jednak i przy obecnym wyniku spróbujemy w Sanoku postraszyć naszych rywali - obiecał trener Sieradzki. Piotr Pezdan