Zapowiadało się całkiem nieźle, ale znowu do utraty pierwszej bramki Stal grała w miarę poprawnie. Później goście ze Świdnika przejęli inicjatywę. Od środy Sanoczanie zajmują przedostatnie miejsce w tabeli. A wszystko dzięki walkowerowi, jaki otrzymali za niedoszły mecz z AKS-em Busko Zdrój. To właśnie ten zespół jest teraz latarnią naszej grupy. Niestety, Stal jak do tej pory w tej rundzie potrafiła "wygrać" tylko dzięki walkowerowi. Początek niedzielnej konfrontacji z Avią Świdnik Stalowcy rozpoczęli niezwykle aktywnie. Mimo grząskiej murawy, już w 11. minucie Paweł Kosiba dograł precyzyjną piłkę do Marka Węgrzyna, który skierował piłkę... w poprzeczkę! Chwilę później z 35 metrów z rzutu wolnego strzelał Marcin Borowczyk, ale piłka o centymetry minęła bramkę przeciwnika. Większą skutecznością wykazali się przyjezdni. W 36. minucie po centrze z wysokości pola karnego (rzut wolny), celnym strzałem z główki popisał się Paweł Bugała. Choć Stalowcy przy tej sytuacji sygnalizowali faul , sędzia był nieugięty. Druga połowa nie przyniosła większych emocji. Żadnej z drużyn nie udało się trafić do siatki przeciwnika, w czym spory udział miał nasz golkiper Dawid Pietrzkiewicz. Dwukrotnie wybronił sytuację sam na sam i do końca meczu zachował zimną krew. Pierwszoplanową postacią był jednak sędzia główny - Tomasz Piróg z Krakowa. Nie popisali się również jego asystenci. Spalone, których nie było, kartki które nie musiały być pokazane... Ogólnie bałagan i nieład w pracy arbitra. Na jego pracę narzekały obie drużyny, bo zarówno Stal jak i Avia zostały przez niego wielokrotnie skrzywdzone. Swoją dezaprobatę wobec sędziego wykazywali także piłkarze obu drużyn, którzy wielokrotnie wytykali mu błędy podczas spotkania.