Inaczej być nie mogło, bo wcześniej przez ponad 2 godziny publiczność, która niemal do ostatniego miejsca wypełniła salę widowiskową, zrywała boki ze śmiechu, oglądając aktorskie popisy Hanny Śleszyńskiej, Olgi Bończyk, Igora Šebo i Roberta Talarczyka. Aktorzy grali samych siebie, czyli artystów przygotowujących się do premiery sztuki. Wszystko idzie nie tak, bo tuż przed premierą umiera jeden członek obsady. Nikt nie chce go zastąpić, bo to przynosi pecha. Przez przypadek zjawia się jednak aktor. Tyle że Słowak. On przesądny nie jest, ale nie zna języka, nie potrafi tańczyć, a do tego popala marihuanę. Sztuka musi mieć premierę o czasie, a tego jest coraz mniej. Jakby tego było mało, aktorzy i sam reżyser pociągają z butelki... I to tęgo. Widzowie przekonali się jednak, że mimo wszystko sztukę można przygotować i wystawić, i że przy okazji jest z tym dużo śmiechu. Tak dużo, że sami aktorzy "ugotowali się" na scenie. Hanna Śleszyńska, zwracając się do Olgi Bończyk "kobieto młoda" miała parsknąć śmiechem tylko raz. Skończyło się na tym, że i ona, i Śleszyńska, i Talarczyk, a z nimi widzowie zaśmiewali się przez 3 minuty. Aktorzy zgrabnie z tego wybrnęli, wymyślając na poczekaniu, że Śleszyńskiej "zaszkodziły" ogórki, które jadła właśnie w tej scenie... Brawurowo zagraną komedię, którą aktorzy okraszali piosenkami, zakończył także muzyczny akcent. Piosenka z Kabaretu Starszych Panów: "My jesteśmy tanie dranie". To była ta "sztuka", którą naprędce wymyślili i wystawili aktorzy, nie mogąc dojść do porozumienia z sympatycznym Słowakiem, którego grał Igor Šebo... Tomasz Gotkowski