Naczelniczka cały czas zapewniała, że jest niewinna. A po odczytaniu wyroku nie kryła emocji, była wyraźnie wzruszona. I nie ma się co dziwić - wcześniej, w lutym 2007 - za to samo została skazana. Ale wyrok został zaskarżony i teraz sąd rozpatrywał sprawę ponownie. Według ustaleń prokuratury w 2005 roku naczelnik P. miała przy pomocy Jerzego T. i Marii B. doprowadzić do siłowej zamiany lokalu przez Helenę Adamską ze Stalowej Woli, która popadła w długi. Adamska utrzymywała, że w tym celu naczelnik P. podrobiła jej podpis. Potwierdził to zresztą grafolog. Tylko że teraz spece od podpisów zmienili zdanie - na korzyść urzędników. Jedna z biegłych wykluczyła zdecydowanie, że to Mieczysława P. podrobiła podpis Heleny Adamskiej. - To pani Adamska jest autorem dowodowych podpisów. Cechy pisma zmieniają się z biegiem czasu i wieku autora. Ja nie miałam podstaw przypuszczać, że pani Adamska może posiadać większe umiejętności pisarskie, badałam zresztą tylko 4 podpisy. Gdyby badanie dotyczyło większej ilości podpisów, daje to większe możliwości - stwierdziła wprost przed sądem grafolog. Helenę Adamską "dobił" jeszcze sędzia prowadzący sprawę. - To są pani podpisy? - zapytał tuż przed ogłoszeniem wyroku i pokazał jej 2 dokumenty. - Nie moje - odpowiedziała pani Helena. - A widzi pani, to są pani wnioski o rentę. Przecież pani je pisała i te podpisy muszą być pani - odparł sąd. Urzędnicy, słysząc uniewinniający wyrok, odetchnęli z ulgą. Ale nie znaczy to wcale, że jeszcze z Heleną Adamską w sądzie się nie spotkają. Kobieta jeszcze na sali sądowej zapowiedziała, że od wyroku będzie się odwoływać, a apelację już złożyła. Tomasz Gotkowski