Trasa kosztować będzie 50 mln euro, z czego piąta część zostanie zainwestowana na Podkarpaciu. Pomysł turystycznego ożywienia ściany wschodniej wypłynął z Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. Choć początkowo żartowano z tego projektu mówiąc, że na zachodzie kraju buduje się autostrady, a na wschodzie ścieżki, pomysł MRR spodobał się samorządom. Trzecia część trasy na Podkarpaciu Trasa rowerowa została wstępnie wytyczona przez pięć województw: podkarpackie, świętokrzyskie, lubelskie, podlaskie i warmińsko-mazurskie. W przybliżeniu liczyć będzie ok. 1,5 tys. km. Prawie trzecia jej część, dokładnie 450 km, wiązać będzie 12 podkarpackich powiatów i 41 gmin. Podkarpacka część będzie miała kształt litery "V", której podstawa będzie w Bieszczadach, a ramiona będą się łączyć ze ścieżką świętokrzyską (w Trześni) i lubelską (w Narolu). Trasa zostanie wytyczona tak, żeby nie kolidować z drogami dla samochodów. Połowa trasy będzie przebiegać po mało uczęszczanych drogach powiatowych i gminnych, a tylko czwarta część zostanie wybudowana. Pozostałe kilometry będziemy przejeżdżać po leśnych duktach, głównie ścieżkach rowerowych już istniejących. Główną ideą "Trasy Polski Wschodniej" jest połączenie najbardziej atrakcyjnych turystycznie miejscowości. Gminy tylko zaproszą turystów Właśnie kończą się konsultacje z zainteresowanymi samorządami. Później na mapy spojrzą leśnicy z Lasów Państwowych. W zimie ma powstać studium wykonalności, tak by wiosną można już było rozpocząć wytyczanie trasy. I żeby było jasne, 85. proc. pieniędzy na najdłuższą w Polsce ścieżkę daje Unia. Państwo dorzuci 10 proc., a samorządy wojewódzkie tylko 5 proc. Gminy i powiaty mają tylko zadbać o to, żeby cykliści chcieli się u nich zatrzymywać. Jerzy Mielniczuk jurek.mielniczuk@wp.pl