- Wieś jest oszukana, ale z każdym dniem coraz bardziej zjednoczona i to jest najważniejsze. Te złe decyzje rządu, które były ciągle podejmowane jednoczą nas wszystkich, którzy z tej ciężkiej pracy na roli żyją - zaczął lider AgroUnii Michał Kołodziejczak odnosząc się do działań rządu. Jak podkreślił, magazyny są przepełnione, a dopłaty to "rekompensaty za beznadziejną politykę rządu". - Politycy w Polsce mówili, że będzie przywrócone cło. Cło nie zostało przywrócone, polscy europarlamentarzyści, szczególnie z PiS, podnieśli rękę przeciwko polskiej produkcji żywności (...) Ja Podkarpacie, z tego co się ostatnio działo, to pamiętam z jednej przyczyny, że staliśmy tutaj i gotowaliśmy jajecznicę, zupę i pomagaliśmy rodzinom z Ukrainy - mówił Kołodziejczak na przejściu granicznym w Medyce. Czytaj również: "Ze zbożem będzie jak z węglem". PiS liczy, że opozycja przegrzeje temat Jak dodał, "chcemy obronić produkcję żywności, przestańcie nas okłamywać". - Miały być pieniądze w maju, czerwcu, lipcu, a teraz się mówi, że będą we wrześniu, październiku albo pod koniec roku, to nie dziwne, że czujemy się oszukani - dodał. - Tylko polska produkcja żywności będzie gwarantem normalnej, uczciwej ceny. A Podkarpacie ucierpiało jako pierwsze z powodu przywozu zbóż i ucierpiało najmocniej, bo tutaj ceny najbardziej poleciały na dół. Kołodziejczak podał, że domagają się od partii rządzącej określenia, kiedy będą rekompensaty. - Chcemy znać wszystkie współczynniki przeliczeń, ile tych rekompensat będzie dla każdego rolnika, bo mówi się bardzo łatwo ministrowi Telusowi, że to będzie 3 tys. do hektara - ja w to nie wierzę (...). Obawiam się, ze te 3200 zł, o których mowa, będzie opuszczone o 70 proc. lub 80 proc. - zaznaczył odnosząc się również do dopłat suszowych. Kołodziejczak: Ministrowie się zmieniają, polityka nie Przedstawiciel "Podkarpackiej Oszukanej Wsi" zaapelował do samorządów gminnych, "żeby widzieli trudną sytuację, a wójtowie ich wspierali". - Płacimy podatki, utrzymujemy gminy, ich stanowiska pracy. Niech nas też uszanują w tej ciężkiej sytuacji - mówił i podkreślił, że "źle się dzieje", bo według niego, również władza na niższym szczeblu powinna wiedzieć o problemie i powinna "pomagać, a nie utrudniać". - Dużo polskich firm, małych, rodzinnych, ucierpiało, bo w trakcie żniw kupili polską pszenicę, kukurydzę, rzepak (...) musieli to później sprzedać za mniejszą cenę. Kto będzie potem poszkodowany? Odbije się to właśnie na zwykłych producentach, którzy będą niestety oszukiwani przez tę propagandę robioną w telewizji publicznej - dodał Kołodziejczak podczas protestu na przejściu granicznym w Medyce. Zobacz: Zakaz importu z Ukrainy wszedł w życie. "Ubolewamy nad decyzją" - Weźcie się w garść i załatwcie te sprawy, bo nie chodzi tylko i wyłącznie i narzekanie i o mówienie, że jest problem, my to pokazujemy. Ale to wy bierzecie grubą kasę za to, że pracujecie i pracujecie dla nas. Jeżeli minister oszukuje, kłamie, to trzeba wspólnym głosem wymagać, by przestali gadać, ale żeby zaczęli robić, bo od gadania jeszcze nic w tym kraju ani na świecie nie przybyło, tylko z ciężkiej pracy - kontynuował i zaznaczył również, że otrzymuje telefony z pytaniami o inne produkty. Przedstawiciel "Polskiej Oszukanej Wsi" zwrócił się do ministra rolnictwa Roberta Telusa, żeby złożył wizytę na Podkarpaciu, żeby "spojrzał rolnikom w oczy i zobaczył, jak to wszystko się odbywa". Podobne zdanie wyraził Michał Kołodziejczak. - Jak długo ma trwać ograniczenie przywozu? Uważam, że to powinna być jasna deklaracja, że to powinno być co najmniej pięć, dziesięć lat i będziemy mieli pewność, że to zboże tutaj nie będzie trafiało (...) Tranzyt może być, ale niech będzie przez Unię Europejską - zaznaczył. Na konferencji prasowej podkreślono, że działania nie mają związku z Ukrainą, ale z działaniami polskiego rządu, a celem jest opróżnienie magazynów, w których zalega ziarno. - Ministrowie się zmieniają, polityka nie. Chcielibyśmy stabilizacji rynku, a nie kolejnych dopłat - zakończył Kołodziejczak. Uczestnicy protestu rolników zaznaczyli, że zablokują przejście traktorami. Dwa kilometry przed granicą protestujący ustawili w poprzek drogi traktory - tak jak zapowiedział lider AgroUnii - i chodzą po przejściu dla pieszych. Taka sytuacja będzie panować do godziny 22. Po godzinie 12 poinformowano, że na miejscu jest policja, która kieruje samochody osobowe na objazd przez Medykę. Ciężarówki muszą czekać. Stoją wzdłuż drogi. Co jakiś czas protestujący schodzą z ulicy umożliwiając przejazd oczekującym tirom. Ukraińskie zboże w Polsce. Unijny zakaz Od 2 maja do 5 czerwca obowiązywało unijne rozporządzenie zakazujące swobodnego obrotu pochodzącymi z Ukrainy nasionami pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika w Bułgarii, Polsce i Rumunii oraz na Węgrzech i Słowacji. Komisja Europejska poinformowała w poniedziałek wieczorem, że przedłużyła zakaz importu z Ukrainy pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika do Bułgarii, Węgier, Polski, Rumunii i Słowacji do 15 września. Nadal te zboża z Ukrainy można przewozić w tranzycie przez terytoria tych pięciu państw. Rolników to jednak nie uspokaja. Podczas kwietniowej konferencji lider AgroUnii Michał Kołodziejczak nawiązał do zarobków rolników i zwrócił się do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. - Nam z nieba nie spada ani z publicznych diet poselskich. Ty tego nie rozumiesz, że chodzi o brak stabilności, że wystarczy trzy miesiące bez ciągłości finansowej i nas nie ma. Ty tak nie masz. Nie zaciągnąłeś kredytów, nad tobą nie wisi widmo upadku firmy, w której pracujesz, bo kraj, mimo zadłużenia, będzie ci wypłacał, a nasze gospodarstwa i firmy, jeśli mają zadłużenie, nie będą wypłacały pieniędzy - mówił. W dalszej części przemówienia zaapelował, by "prezes Kaczyński zszedł na ziemię". Rolnicy ostrzegają, rząd zapowiada dopłaty Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Rozwoju i Technologii przewóz towarów rolnych z Ukrainy przez Polskę jest możliwy na podstawie przepisów unijnych o tranzycie zewnętrznym albo na podstawie konwencji o wspólnej procedurze tranzytowej. Warunkiem jest to, że tranzyt ma zakończyć się w portach morskich w Gdańsku, Gdyni, Świnoujściu lub Szczecinie lub poza terytorium Polski. Według rolników zboże z Ukrainy wciąż trafia do Polski. Skarżą się, że względu na spadek cen, nie sprzedają ziarna, a magazyny są przepełnione. Ostrzegają, że prawdziwy dramat zacznie się po okresie żniw. Rząd zapowiedział dopłaty, które miałyby wynosić ponad 3 tys. zł za hektar. - Zachęcamy rolników, by sprzedawali zboże, by nie było problemu przepełnionych magazynów w momencie żniw - mówił premier Mateusz Morawiecki. - Zboże z kontraktów zawartych przed 2 maja br. na mocy unijnego rozporządzenia, od wtorku nie jest już rozładowywane w Polsce - zapewnił minister rolnictwa Robert Telus podczas wtorkowego briefingu na przejściu kolejowym w Dorohusku (Lubelskie). Jak zaznaczył, "jeżeli zboże przeładowywane jest dzisiaj, to albo wjechało przed północą na teren Polski i zostało odprawione, albo jest to przeładunek w tranzycie".