Gdy spotkali się osobiście, od razu coś między nimi zaiskrzyło. 70 lat temu, 15 września 1940 roku, w rzeszowskim kościele farnym wypowiedzieli sakramentalne "tak". Mimo podeszłego wieku (Jan ma 94 lata, Franciszka 92) małżonkowie trzymają się nad podziw dobrze. Intelektualnie są bardzo sprawni, pamiętają szczegóły z zamierzchłej przeszłości. Historia ich miłości zaczęła się w ponurym okresie. Europa szykowała się do wojny. Jan służył wtedy - jako starszy szeregowy - w 6. baonie łączności w Jarosławiu. Już dobrze nie pamięta, ale prawdopodobnie gdzieś latem 1939 roku otrzymał do koszar zdjęcie atrakcyjnej dziewczyny. Franciszka mieszkała wtedy i pracowała jako pomoc domowa w jednej z rzeszowskich kamienic, dozorczyni była przyjaciółką matki Jana, która postanowiła wyswatać syna. Wojenna miłość - Coś mnie wtedy tknęło. Pomyślałem, że może to właśnie ta dziewczyna dla mnie? - wspomina pan Jan. Później otrzymał jeszcze - pieczołowicie przechowywaną do dziś w rodzinnym archiwum - kartkę: "Serdeczne pozdrowienia z Częstochowy zasyła Frania K.". Na osobiste spotkanie musieli jednak poczekać. Wybuch wojny zastał jednostkę Jana Ruszały w drodze ku zachodniej granicy. Gdzieś pod Częstochową ich transport został po raz pierwszy zaatakowany przez Niemców. Później było uczestnictwo w bitwie nad Bzurą, walki w Piotrkowie Trybunalskim i walka w służbach łącznościowych w obronie Warszawy. Po kapitulacji stolicy miesięczny pobyt w obozie jenieckim. - W październiku zaczęto zwalniać żołnierzy do stopnia sierżanta. Towarowym pociągiem przyjechałem do Rzeszowa, później piechotą do rodzinnego Czudca - opowiada pan Jan. Wkrótce znów pomaszerował do Rzeszowa, by spotkać się z ukochaną. Oficjalnych oświadczyn nie było. Makowiec z solą Ślub wzięli w kościele farnym w Rzeszowie 15 września 1940 roku. Wesele było skromniutkie, w małym pokoiku u dozorczyni kamienicy zgromadzili się tylko najbliżsi, uwiecznieni na pamiątkowej fotografii. Pani Franciszka pamięta menu. Udało się jej kupić ćwiartkę cielęciny, na słodko miał być makowiec, ale przyrządzająca go osoba zamiast cukru użyła... soli. Rok po ślubie na świat przyszedł pierwszy syn, Kazimierz, emerytowany dziś doktor krakowskiej AGH. Dwa lata później urodził się Stanisław, na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ub. wieku wybitny siatkarz słynnej "złotej Resovii". Ruszałowie dochowali się pięciu synów (dwóch niestety nie żyje) oraz córki. Później rodzina powiększyła się jeszcze o jedenaścioro wnucząt i ośmioro prawnucząt. Jaka jest ich recepta na wieczną miłość? Oboje zgodnie twierdzą, że wzajemne zaufanie, zrozumienie. Oboje przez całe życie byli bardzo zajęci. On w ciągłych delegacjach, ona wzorowo wychowująca dzieci, później wnuki. A na przeżyciu w dobrej formie tylu lat? Jan i Franciszka odpowiadają: po prostu Opatrzność Boża. Szymon Jakubowski