- Usłyszeliśmy, żeby dzwonić na policję - mówi mieszkanka Przemyśla cytowana przez "Nowiny". Okazało się jednak, że to dopiero początek długiej drogi, aby stwierdzić zgon. Do zdarzenia doszło w sobotę wieczorem na dużym osiedlu w Przemyślu. Jak zapewnia rodzina, dziadek był schorowany, ale nie miał koronawirusa. - Dyżurny na policji poinformował, że nie zajmują się takimi przypadkami, że musi przyjechać lekarz. Do godz. 23 dzwoniliśmy dosłownie wszędzie. Usłyszeliśmy, że może do godz. 12 w południe następnego dnia przyjedzie jakiś lekarz, ale to jeszcze nie wiadomo - mówi interweniująca kobieta i dodaje: - Na SOR usłyszałam, że lekarz nie przyjedzie, bo to jest zgon naturalny. Ostatecznie zwłoki zabrano na drugi dzień rano o godz. 8.30 przez zakład pogrzebowy, zawiezione do szpitala i dopiero tam lekarz stwierdził zgon. "Nowiny" piszą jednak, że w Przemyślu problem jest na tyle częsty, że skierowano nawet do prezydenta interpelację w tej sprawie. Wszystko przez to, że brakuje lekarzy, którzy chcieliby pełnić obowiązki tzw. koronera. Jak mówi prezydent Przemyśla Wojciech Bakun, "w czerwcu wysłał zapytanie ofertowe do czterech dużych NZOZ o zainteresowanie świadczeniem usług koronera". - Nikt nie odpowiedział - twierdzi prezydent.