13 sierpnia dwaj 19-latkowie wyruszyli w jedną z najważniejszych podróży w życiu. Planowali przejechać 1800 kilometrów maluchem. Ruszyli z Zarzecza. Podróż zakończyli w chorwackim Zagrzebiu. - Planowaliśmy, że dojedziemy do Chorwacji w 15 godzin. Niestety, okazało się to nierealne. Podróż w jedną stronę zajęła nam aż 27 godzin - wspomina Dominik. Przejechaliśmy łącznie 2700 kilometrów, zwiedziliśmy 9 obiektów i minęliśmy po drodze 11 maluchów. Zaliczyliśmy też dwie kontrole policyjne. Pierwsze spotkanie z policjantami chłopcy mieli już w Nisku. - To była moja pierwsza kontrola w życiu. Policjanci sprawdzili nam dokumenty i puścili dalej. Drugą mieliśmy na Węgrzech. Tamci policjanci podeszli do nas z ogromnym humorem - wspomina Dominik. - Śmiali się, że takim autem można wyruszyć w taką długą drogę. Nie śpieszyli się Zarzeczanie w drodze do Zagrzebia zwiedzili słowackie Koszyce, węgierski Budapeszt i jedno z najpiękniejszych jezior w Europie Balaton. - Wszędzie gdzie jechaliśmy ludzie oglądali się za naszym samochodem, machali, klaskali - mówi z uśmiechem Maciek. Niestety, nie wszędzie auto z licznymi naklejkami i flagą było miło witane. Na granicy słoweńsko-chorwackiej chłopakom kazano ściągnąć flagę Polski. - Pogranicznik zapytał nas czy jedziemy pojazdem dyplomatycznym, jeśli nie to musimy zapłacić karę 100 euro. Nie mieliśmy takich pieniędzy - wyjaśnia Dominik. - Udało się nam jakoś go przekonać i wystarczyło, że ściągnęliśmy flagę. Oczywiście założyliśmy ją zaraz po przekroczeniu granicy. GPS kazał im skręcać Chłopcy z rozbawieniem wspominają swój krótki pobyt w Słowenii, choć mieli tu nieprzyjemną niespodziankę. - Wyznaczając trasę przejazdu jeszcze w domu nie braliśmy nawet pod uwagę, że zahaczymy też o Słowenię. Nawigacja jednak poprowadziła nas po swojemu. W środku nocy znaleźliśmy się na autostradzie, a głos nawigacji mówi nam, że na skrzyżowaniu mamy zjechać w lewo. A tu żadnego skrzyżowania nie widać. Pokłóciliśmy się trochę, ale zdecydowaliśmy się jechać dalej autostradą do najbliższego zjazdu. Na domiar złego, nie tylko, że była noc i mało widzieliśmy, to jeszcze kończyło się nam paliwo - powiada Dominik. - Na szczęście udało się nam dojechać do granicy z Chorwacją. Do Zagrzebia Dominik i Maciek dojechali dopiero rano 15 sierpnia. W stolicy Chorwacji spędzili niemal tydzień. W tym czasie zwiedzali zabytkowe miasto, zobaczyli Adriatyk. W kółko przez granicę Niestety, co dobre szybko się kończy. 21 sierpnia zarzeczanie ruszyli w drogę powrotną. - Gospodarze, u których mieszkaliśmy, dokładnie opisali nam trasę, która mamy jechać. Pokonaliśmy ją w 23 godziny - mówi Dominik. 19-latkowie miło wspominają drogę powrotną. Z rozbawieniem opowiadają o tym, jak dwukrotnie przejeżdżali przez granice chorwacko-węgierską. - W Zagrzebiu dostaliśmy dokładnie na kartce rozpisane miejscowości przez jakie mamy przejechać. Dojechaliśmy do granicy i bez problemów pokonaliśmy szlabany. Skierowaliśmy się na miejscowość z naszego planu jazdy. Nie wzięliśmy pod uwagę, że przejście nazywa się tak samo jak sąsiednia miejscowość. Po kilku kilometrach okazało się, że zrobiliśmy kółko i znów byliśmy na tym samym przejściu granicznym - opowiada Maciek. - Tym razem jednak nie obyło się bez kontroli. Dalsza droga minęła bez przeszkód. Po blisko dobie jazdy chłopcy dojechali do domów. A jak sprawował się 10-letni maluch? Jak mówią młodzi zarzeczanie, bez problemu. Autko spaliło 160 litrów paliwa i zgubiło tylko szklankę oleju. Agnieszka Kopacz