Ziemią obiecaną, dla której zdecydował się na tak desperacki czyn, miały być Włochy. - Gdy mechanicy sprawdzający stan techniczny pojazdu zawołali, że pod autem jest człowiek, nogi się pode mną ugięły - przyznaje kierowca autokaru Edward Rozmus. Na bazę firmy scanią, którą pokonał ponad 2200 kilometrów wjechał dokładnie o pierwszej w nocy. O 10 rano autokar wjechał na kanał firmowego warsztatu. Wtedy dokonano znaleziska... - Z trudem w ogóle udało się dojrzeć tego człowieka. Wisiał zabłocony, przemoczony pod podwoziem, między elementami zawieszenia, tuż przy tylnym moście autokaru. Bałem się, że nie żyje... Cel - włoski raj Po chwili jednak w ciemności zaświeciły białka oczu. - Italia? - zapytał tajemniczy podróżny. Zapewne więc nie Polska, Nowa Dęba, ale właśnie Włochy były celem nielegalnego imigranta. - Wielu obywateli Afganistanu przedziera się przez góry do Grecji, skąd próbuje dostać się do Włoch. Prawo tego kraju jest chyba bardziej liberalne w stosunku do uchodźców - snuje podejrzenia Dorota Siekierka, dyrektor handlowy firmy przewozowej, do której należy autokar. - Ten człowiek prawdopodobnie pomylił autokary. Autobus, pod którym się podczepił, z wyjechał z Aten w sobotę o godzinie 19. Jechał przez Macedonię, Serbię, Węgry, Słowację. Inny autokar należący do naszej firmy rzeczywiście jeździ do Polski przez Włochy. Z Grecji wyjeżdża jednak w niedzielę rano. - Mężczyzna nie miał przy sobie żadnych dokumentów, pieniędzy czy innych rzeczy świadczących o tym, jakiej może być narodowości - przyznaje komisarz Beata Jędrzejewska-Wrona, oficer prasowy KMP w Tarnobrzegu. - Najprawdopodobniej jest jednak Afgańczykiem. Nic do stracenia? Od godziny 19 w sobotę do 1 w nocy w poniedziałek to 30 godzin. Trzydzieści godzin podróży wisząc pod podwoziem auta. - Ten człowiek ryzykował wszystko, ryzykował życiem. Mógł przecież najzwyczajniej w świecie odpaść od auta. Być może jakoś tam się przymocował, by się przed tym uchronić, ale nic nie chroniło go przed zimnem, a o tej porze roku aura nie rozpieszcza - mówi Dorota Siekierka, szef firmy przewozowej. - Ile złego trzeba wycierpieć, by zdecydować się na tak desperacki czyn... W kilka godzin po dokonaniu znaleziska dyrektorka firmy wciąż nie mogła ochłonąć. - Gdy przybyłam do bazy, pracownicy już zadbali o tego człowieka. Dostał gorącej herbaty, bo okrutnie trząsł się z zimna. Dano mu jeść - opowiada kobieta. Z nielegalnym podróżnym, którego wiek orientacyjnie określono na około 30 lat, nie sposób było się porozumieć. Mężczyzna próbował jednak przekazać, że całą rodzinę stracił w czasie działań wojennych, że nie ma do kogo wracać. Że ryzykował wszystko, ale tak naprawdę niewiele... Dom na chwilę - Pod tym autobusem to on musiał zainstalować się prawdopodobnie w nocy z piątku na sobotę. Nasze auta stacjonują w wiosce olimpijskiej. Teraz to taka elegancka dzielnica domków. Nie mógłby tak niezauważony po niej się kręcić - snuje domysły kierowca Edward Rozmus. - Pod autobusem spędził więc już jakieś dwadzieścia godzin przed wyruszeniem w trasę. Ale dlaczego siedział kolejne dziewięć godzin już tu, w Nowej Dębie? Dlaczego nie wyszedł, przecież przez kilka godzin w pobliżu nie było nikogo, była noc. Może myślał, że autokar płynie promem do tych jego wymarzonych Włoch... Zamiast w słonecznej Italii pasażer na gapę wylądował na komisariacie policji w Nowej Dębie. Stamtąd po przebadaniu przez lekarza, który stan zdrowia imigranta określił jako dobry, został zabrany przez funkcjonariuszy Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej. W środę w południe rozpoczęło się przesłuchanie mężczyzny z udziałem tłumacza. Wyjaśnienia desperata nie zakończą jednak sprawy. - W sytuacji, gdy mężczyzna nie posiada przy sobie żadnych dokumentów, konieczne będzie potwierdzenie jego personaliów przez sąd - tłumaczy kapitan Elżbieta Pikor, rzecznik prasowy Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej w Przemyślu. - Do tego czasu mężczyzna pozostanie w strzeżonym ośrodku dla uchodźców. Być może będzie to chociaż chwilowa namiastka spokojnego domu, nim zostanie deportowany i znów trafi do Afganistanu... jor