- Nic nie rozumiem z tego gąszczu cyfr - żali się pan Janusz. - Dotychczas dostawałem fakturę na jednej kartce i wszystko było jasne. A teraz... Masakra jakaś. Rzeczywiście. Zrozumiała jest tylko pierwsza strona faktury. Zawiera nazwę i adres wystawcy oraz dane odbiorcy prądu. Jest też na niej kwota do zapłaty. Następne strony to już czarna magia. - Poprosiłem księgowego o wyjaśnienie treści faktury, ale też nie udało mu się zrozumieć tych zapisów - mówi Janusz Samborski. - Może o to chodziło, żeby klient nie potrafił sprawdzić, za co faktycznie wystawiono mu fakturę i czy czegoś nie dopisano do rachunku? Sprawdziliśmy u źródła - Rzeczywiście, w tym miesiącu wystawiliśmy dłuższe faktury - przyznaje pani z biura obsługi klienta Rzeszowskiego Zakładu Energetycznego, która nie chce się przedstawić. - Były zmiany cen i to wszystko trzeba było ująć w fakturze. Jeżeli klient czegoś nie rozumie, to zapraszamy do nas. Chętnie wyjaśnimy wszystkie wątpliwości. Tylko po co jeść tę żabę? Czy zakład energetyczny nie potrafi wystawić faktury zrozumiałej dla zwykłego klienta? Po co rozpisywać każdy zużyty kilowat na protony i elektrony w funkcji stałoczasowych zmiennych cenowych modyfikowanych wskaźnikiem mocy korygowanym o współczynnik odchylenia częstotliwości? Odbiorcy prądu wystarczy, jeżeli napisze mu się, ile prądu zużył, ile ten prąd kosztuje i ile trzeba za całość zapłacić. Nawet jeżeli cena zmieniałaby się co tydzień, to wszystkie te informacje zmieszczą się na jednej stronie. Zakład energetyczny ma jednak wyraźnie za dużo papieru do drukarek i czasu, który może poświęcić klientom na tłumaczenie zawiłości paranoicznie skomplikowanych faktur. Autor: KRZYSZTOF ROKOSZ