Protestujący domagają się podwyżek dla wszystkich grup zawodowych. Głodówkę rozpoczęło we wtorek po południu pięć analityczek z 50 pracujących w szpitalu. W środę dołączyła szósta. W akcji mają wziąć udział kolejni rehabilitanci, technicy RTG, pracownicy administracji. Protestujący w czasie dnia pracy wykonują swoje obowiązki, po pracy nie wracają jednak do domów. Żądają podwyżki w wysokości 550 zł dla średniego personelu medycznego, czyli tyle, ile otrzymały pielęgniarki. Wysokość podwyżek dla pozostałych pracowników zostałaby ustalona podczas negocjacji. Dotychczasowe rozmowy z dyrektorem nie przyniosły jednak porozumienia. - Jeżeli nie ma pieniędzy, to się nie podpisuje takich porozumień, tylko wszystkim grupom zawodowym przedstawia się kwotę, jaka jest i negocjuje się do skutku. A tak jest to skłócenie załogi. Jeżeli jeden dyrektor daje super podwyżki lekarzom (1850 zł), a później drugi dyrektor daje też niezłą podwyżkę pielęgniarkom, a o innych się zapomina, to znaczy, że nie wszyscy są równi - mówiła przewodnicząca zakładowej "Solidarności" (organizatora protestu) Zofia Ożga. Jest to kolejna grupa zawodowa głodująca w tym szpitalu. Wcześniej taką akcję podjęły pielęgniarki, ale w sobotę, po sześciu dniach głodówki, podpisały porozumienie z dyrektorem. Dostaną 550 zł do pensji zasadniczej, wrócą jednak do rozmów po restrukturyzacji szpitala, jaką dyrektor zamierza przeprowadzić w drugiej połowie roku. Pielęgniarki domagały się podwyżki płacy zasadniczej o 1200 zł. Na mocy ubiegłorocznych strajków wzrost pensji o 1850 złotych wynegocjowali także lekarze.