Trudno sobie wyobrazić coś bardziej okropnego, do czego zdolne były w Sośnicy bestie w ludzkiej skórze. Łaknący alkoholu i będący bez grosza - ojciec oraz syn Witold i Grzegorz Ł. 20 października 2005 r. ruszyli wieczorem do sędziwej sąsiadki, o której wiedzieli, że ma stałe dochody z rolniczej renty. Wdarli się do jej domu i żądali pieniędzy, których ofiara napadu nie chciała im wydać, choć leżały zawinięte w chustę na stoliku. Bili i grozili śmiercią, ale staruszka zaprzeczała, aby miała pieniądze, więc ojciec najpierw zdarł z niej odzież i zgwałcił, a potem zawołał syna i krzyknął: - Nic z tych pieniędzy! Uduś tę k...! Zaczął dusić, ale... rozpłakał się i uciekł Syn próbował wykonać polecenie ojca, który do niczego się przed sądem nie przyznał, ale kiedy usłyszał prośbę starej i rozpłakanej sąsiadki, by nic jej nie robił, sam rozpłakał się i uciekł do szopy. Tam - jak wyznał - chciał się powiesić, ale nie starczyło mu odwagi, więc nawąchał się kleju blejtramowego i wrócił odurzony na miejsce zbrodni. Ojca już nie było, więc sam zgwałcił obnażone zwłoki, po czym szukał pieniędzy, których nie znalazł. Obaj zostali zatrzymani, a za zarzucony im gwałt i zabójstwo, popełnione ze szczególnym okrucieństwem, przemyski Sąd Okręgowy skazał ich na znane ze wstępu, najwyższe w kodeksie karnym (syn był sprawcą młodocianym) kary. Obrońcy wnieśli apelację Ich obrońcy: ojca - mec. Janusz Czarnecki i syna - mec. Piotr Rupar, wnieśli od tego wyroku apelacje, ale pięcioosobowy skład Sądu Apelacyjnego, pod przewodnictwem jego wiceprezesa, sędziego Zbigniewa Różańskiego, zgodnie z wnioskiem prok. Andrzeja Rutyny z Prokuratury Krajowej, tylko częściowo je uwzględnił i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. JANUSZ KLICH