Lesław Nycz ma 26 lat, kończy studia na warszawskiej SGGW. 3 czerwca miał wrócić z uczelni do domu, do Zagórza. Widziany był w autobusie na trasie Rzeszów-Sanok, jednak do domu nie dotarł. Od tego czasu rodzina i bliscy nie ustają w poszukiwaniach. Leszek nie dał znaku życia, ale wszyscy wierzą, że żyje. Mama jest pewna, że musiało stać się coś złego. Leszek był odpowiedzialnym człowiekiem i gdyby gdzieś wyjechał, na pewno dałby znać rodzinie. - Zawsze mówił gdzie szedł. Wiedziałam o każdym jego kroku - mówi. - Gdy wracał z Warszawy autobusem, napisał mi SMS-a "Wyjechałem z Warszawy, będę rano". I był na dworcu w Sanoku, bo kierowca go widział - opowiada Zofia Nycz. Wiadomo, że w Rzeszowie dosiadł się do niego jakiś mężczyzna. Obaj wysiedli w Sanoku. - Na tego pana czkał samochód. Mógł powiedzieć, że podwiezie Leszka - zastanawia się matka, chociaż wątpi w to, że syn wsiadłby do samochodu z obcymi ludźmi. - Mnie nawet zawsze mówił: mamuś, żebyś nie wsiadała do kogoś obcego - wspomina. - Mogło się coś w tym samochodzie wydarzyć. Tam siedziało trzech młodych mężczyzn. Nie wiadomo kto to był. Jak go gdzieś zabrali, wywieźli, pobili? Wygląda na to, jakby stracił pamięć - mówi zrozpaczona. Rodzina i bliscy wierzą, że Leszek się odnajdzie. Nadzieja ciągle jest, bo podobno błąka się po okolicznych miejscowościach. Ostatnio był widziany w okolicy Krosna. Pojawiał się w różnych miejscach, m.in. w Kobylanach, Chorkówce, Sulistrowej, Zręcinie, Jaśle, Krośnie - w Polance, a nawet w Leżajsku. Według relacji osób, które go widziały wynika, że jest zagubiony, bardzo przestraszony, zmęczony i niewyraźnie mówi. Prosi o chleb. Porusza się po mało uczęszczanych drogach. Często pojawia się w tych samych miejscach. Osoby, które mu pomogły, dopiero po jakimś czasie domyślają się, że to był poszukiwany 26-latek. Rodzina sprawdza jednak każdy sygnał. - Jak tylko słyszymy coś nowego, bierzemy 3-4 samochody, jedziemy i szukamy, ale zawsze już jest za późno - mówi Zofia Nycz. - Rozmawiałam z jednym panem. Kiedy dał Leszkowi chleb, on nawet nie wiedział jak go ma jeść. Zjadł, a potem w milczeniu siedzieli 15 minut. Na pytania "skąd jesteś", "co ci się stało" - nic nie odpowiedział. Wstał i poszedł - relacjonuje matka. - Inna pani opowiadała, że jak wszedł do domu po chleb, to się cały trząsł. Cały był skulony, bał się, rozglądał. Kiedy wychodził z domu, ta pani powiedziała mu, żeby zaczekał, bo przygotowywała mu jeszcze kiełbasę i pomidory, ale on jakby nie słyszał. Pobiegła za nim. On się tak strasznie ucieszył, złapał to, co mu dała i szybko poszedł. Rozglądał się tylko czy nikogo nie ma - opowiada. Rodzina i przyjaciele rozwiesili plakaty ze zdjęciem Leszka. Informacja o nim pojawiła się również na portalu zaginieni.pl. W imieniu bliskich o pomoc apelowali księża na niedzielnych mszach. Oto rysopis zaginionego: wzrost 176 cm , oczy piwne, znaki szczególne - znamię na lewym policzku. Może mieć zarost. Osoby, które rozpoznają mężczyzną proszone są o kontakt z policją pod numerem tel. 997 lub bezpośrednio z rodziną. Oto numer tel. Zofii Nycz: 0-880 734 370. Autor: Aneta Kut