Przed pieszym przejściem granicznym w Medyce koczują już od kilku dni. Zapowiadają, że stąd nie odejdą, bo...nie mają dokąd. - My tu pracowaliśmy - mówią wzburzeni ludzie, zwani "mrówkami". - Żyliśmy z tego, że można było przenieść karton, teraz nie będziemy mieli z czego żyć - dodają. - Nasze władze nas tak załatwiły. Może "odwiedzimy" pana prezydenta Kaczyńskiego w jego pałacu? - zastanawiają się. - A może pana premiera Tuska. Nie wykluczają też "wizyty" w Przemyślu. Wczesne popołudnie. Przed zamkniętą na łańcuch z kłódką bramą wiodącą do pieszego przejścia w Medyce tłumek kilkudziesięciu osób. - Zaraz będzie więcej ludzi - mówi kobieta w średnim wieku. - Zmieniamy się, bo przecież trzeba do domu podjechać - tłumaczy. Większość z koczujących przed bramą to kobiety. Mają zmarznięte dłonie i zmęczone twarze, ale agresji nie widać, raczej bezgraniczne rozgoryczenie i niepewność. - Co z nami będzie? - pytają. - Z czego będziemy żyć? - Chcemy chleba, chcemy chleba - skanduje po chwili tłum. Poza dziennikarzami nie ma nikogo, kto chciałby ich wysłuchać. Zabrali nam chleb i mleko naszym dzieciom Na płocie poza transparentem z napisem "Protest" wisi jeszcze tekturka, do której przymocowano niczym choinkowe ozdoby dwie paczki po ukraińskich "Primkach". Nad tekturą choinkowa gałązka, a na niej wierszyk: "Jeden poseł, parę osłów spadło dziś z poduszki. Po urazie ustalili: "Damy dwie p(k)aczuszki". "Mądra głowa" też zdurniała i to g***o podpisała..." - Tak właśnie myślimy o naszych rządzących - podkreślają "mrówki". - Z pełną świadomością i premedytacją ustalili, że będzie można przenieść tylko dwie paczuszki. Niby unijna dyrektywa - śmieją się z przekąsem. - Chyba mają nas za niepiśmiennych, za analfabetów, którzy nie umieją czytać - złoszczą się. - Owa słynna dyrektywa pozwala państwom członkowskim na wybór: 2 paczki albo karton. Nasze władze wybrały wersję minimalną, karton mógł być i to całkiem legalny - tłumaczą ludzie. - A tak, to zabrali nam po prostu chleb! I mleko naszym dzieciom. Sami opływają we wszystko, a o ludziach pamiętają tylko przed wyborami, politycy to zwyczajni złodzieje - żalą się... Fantastyka i legendy - Tak, jasne, chlebek i mleczko im zabrali - ironizuje pewien przemyślanin. - Szkoda tylko, że "mrówki" nie płacą ani złotóweczki podatku od tych "cygarów", co je sprzedają. Podobno na "mrówkowaniu" można i 3 tysiące miesięcznie wyciągnąć. A ja mam mniej i podatki płacę - dodaje młody mężczyzna. - Trzy tysiące złotych? - pikietujący robią wielkie oczy. - Chyba z choinki się ten człowiek urwał - mówią. - Przed świętami jest, to może - śmieją się. - Takie "wyliczenia", jak rzekome 20 złotych zysku na kartonie i opowieści, jak to niektórzy "schodzili" za nim po 7 razy na dobę to fantastyka - mówią. - Po prostu legendy ludzi, którzy nigdy nie "chodzili" - dodają. Dajcie mi pracę, podejmę od zaraz Irytację protestujących budzą proste rozwiązania, które "podsuwają" im ci, którzy z "cygarami nie chodzą", bo nie muszą. - Mówią nam, żebyśmy poszli do roboty - opowiada Mieczysław, 40-letni rolnik, który na granicy dorabia, bo zasiłek z MOPS-u mu się nie należy. - Z sufitu są te wyliczenia, ile to powinienem mieć co miesiąc z pola - mówi. - Nierealne pieniądze. Zacząłem chodzić na granicę i jakoś się wiązało koniec z końcem - opowiada mężczyzna. - A o tych 3 tysiącach to bzdura, jakby mi dziś ktoś zaproponował 1,5 tysiąca, w tej chwili idę - zapowiada. - Ale nie ma takiej pracy! Dziś w urzędzie pracy było 7 ofert - dodaje Mieczysław. - Wszystkie dla ludzi z doświadczeniem, a ja takowego po kursie operatora, zrobionym zresztą w ramach dokształcania, nie mam. Nikt niedoświadczonemu maszyny nie da. Błędne koło - mówi z rezygnacją. Na jedzenie, zeszyty, rachunki Pani Kazimiera, która ma na wychowaniu 2 dzieci i trochę ponad 500 złotych renty, nawet nie marzy, że znajdzie pracę. - W moim wieku? Kto mnie przyjmie? - powiada. - Co ja teraz zrobię? - martwi się kobieta. - Władza się przejęła ile to traci na "mrówkowaniu" Skarb Państwa, ale tym, co ja mam do garnka włożyć, to już się nie przejmuje - mówi inna protestująca. - Jestem samotną matką, nie piję, nie palę, a co tu zarobię wydaję na jedzenie, na dzieci, na rachunki - opowiada rozgoryczona. - W sklepie płacę za masło, mleko, chleb, zeszyty i ubranka z VAT-em, czyli i tak te "wielkie" nieopodatkowane pieniądze, które tu rzekomo zarabiam, trafiają do budżetu i pozwalają zarobić innym - przekonuje. Nie jesteśmy hołotą! Brama wiodąca do przejścia pieszego została otwarta, ale przejść przez nią i skorzystać z toalety w okolicach "celni" mogą tylko ci, którzy zamierzają iść na Ukrainę, bo toalety są dla podróżnych. Oczywiście nikt się nie wybiera do sąsiadów. Protestujący grzecznie przepuszczają przechodzącą do Polski parę młodych Ukraińców z dzieckiem w nosidełku, ale już młodego chłopaka przepuścić nie chcą. - Tu jest protest - mówią stanowczo. Ukrainiec wraca za bramę i odchodzi ze strażnikiem granicznym. Pewnie przejdzie przez przejście drogowe. Zaczyna się ściemniać, jest też coraz zimniej, ale protestujący nie rezygnują, ogrzeją się gorącą herbatą. - Proszę spróbować - zachęcają. - To tylko herbata, bez żadnego alkoholu - podkreślają. W nocy na drogowym było starcie z policją. - Rzeczywiście, przyjechali jacyś młodzi w kapturach - potwierdzają "mrówki". - Ale to nie jest prawda, co mówi policja, że tylko tych "kapturowych" ścigali. Wśród nas są pobici pałkami, jeden chłopak dostał kulą, kogoś wyciągnięto z baru i pobito - opowiadają. Teraz pilnie uważają, żeby na pikiecie nie było chuligana czy kogoś pijanego. - Prowokować nie chcemy, chcemy chleba, a nie rozróby - mówią. - Chcemy, żeby ktoś nas wysłuchał, żeby nas wreszcie przestali traktować jak hołotę. MONIKA KAMIŃSKA