Drugie uwidacznia się, gdy Polak zamyka za sobą drzwi swojego domu. Wtedy wychodzi z niego luzak. Zamiast spodni w kantkę wygodne dresy, a elegancką koszulę zastępuje wyciągnięty podkoszulek. Zasady Polaków dotyczące domowego stroju są proste, a właściwie zasada jest jedna - ma być wygodnie. Po całym dniu pracy spędzonym w sztywnych uniformach, wkładamy na siebie to, co nam się nawinie pod rękę. I wszystko jest dobrze, dopóki do naszych drzwi nie zapuka niespodziewany gość. Wtedy pojawia się dylemat: przyjąć go w stroju obowiązującym w naszym domostwie, czy może szybko wskoczyć w coś bardziej odpowiedniego. W domowym zaciszu Dom jest naszym azylem. Nic więc dziwnego, że chcemy się tu czuć jak najlepiej. Tutaj nikt nas nie ocenia, ani nie zwraca uwagi, jak jesteśmy ubrani. Dlatego właśnie po powrocie z pracy i zrzuceniu z siebie niewygodnych garniturów, garsonek i butów na wysokim obcasie zakładamy coś, co daje nam gwarancję wygody. Domowy strój nie może nas uwierać, uciskać, ani sprawiać, że będziemy czuć się niekomfortowo. W ten sposób cała rodzina przysłowiowych Kowalskich paraduje w powyciąganych dresach, a niedzielne przedpołudnie spędza w szlafrokach. Czego oczy nie widzą... W domu czujemy się bezpiecznie, ale nasz strój bardzo często jest wręcz niechlujny. Wytarte do granic możliwości dżinsy, powyciągane i sprane podkoszulki, wydeptane kapcie. Wydaje się nam, że skoro jesteśmy u siebie i nikt nas nie widzi, to możemy tak wyglądać. Jednak do tego wygodnego stroju tak szybko się przyzwyczajamy, że nie zapominamy o nim nawet, gdy wybiegamy z psem na spacer albo po zakupy do osiedlowego sklepiku. - Zdarzyło mi się to kilka razy - przyznał na internetowym forum 45-letni mężczyzna podpisujący się ''Andrew'', na co dzień urzędnik. - Zapomniałem, w co jestem tak ubrany i przeszedłem z psem całe osiedle. Dopiero po powrocie zrozumiałem, dlaczego kilka osób się za mną oglądnęło. Miałem na sobie zaplamioną bluzę dresową i obszarpane dżinsy. Dres - druga skóra Jednak najukochańszym domowym strojem Polaków jest dres. Kiedyś był to strój zarezerwowany właściwie tylko dla sportowców. Ale z czasem stał się właściwie strojem narodowym Polaków. Noszą go wszyscy i wszędzie. Mężczyźni, kobiety, dzieci, w domu, w ogrodzie, na zakupach, na przejażdżce rowerowej, a nawet w szpitalu. Jest wygodny, nie krępuje ruchów i dopasowuje się do ciała, jak druga skóra. Niestety, w ten sposób zmienił się cel noszenia dresu i okazało się, że między nim a piżamą jest bardzo niewielka różnica. W kapciach czy skarpetkach? Kolejnym ''okołoubraniowym'' przyzwyczajeniem Polaków jest zrzucanie obuwia po przyjściu do kogoś w gości. Wiele innych narodów nie jest w stanie zrozumieć polskiego postępowania, bo Amerykanie czy Anglicy chodzą w mieszkaniu w butach. Tymczasem my jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że w domu nosi się pantofle. A jeśli akurat ich nie mamy, to wolimy chodzić w samych skarpetkach niż zabrudzić gospodarzowi dywan. W pantoflach lubią też chodzić niektóre pracownice urzędów. - To raczej starsze panie, które pamiętają jeszcze czasy PRL-u - uważa 31-letnia Kamila, pracownica jednego z biur w Rzeszowie. - Biuro traktują jak swój dom, więc paradują w puchowych kapciach. Gdyby mój szef zobaczył, że w czymś takim chodzę, natychmiast dostałabym burę. Mogę mieć obuwie na zmianę, ale eleganckie. Czas na zmiany Na szczęście coraz częściej Polacy starają się zmienić swój domowy styl ubierania. Bo okazuje się, że luz można skutecznie połączyć z elegancją. Zwracajmy zatem uwagę na to, co zakładamy na siebie nawet w tym naszym azylu, jakim jest dom. Przecież nigdy nie wiadomo czy nie odwiedzą nas niespodziewani goście. ANNA OLECH