Czy decyzje o rezygnacji ze stanowiska marszałka oraz o opuszczeniu szeregów Prawa i Sprawiedliwości były całkowicie spontaniczne, czy może jednak był to zaplanowany scenariusz, przygotowany na wypadek odrzucenia przez Sejm propozycji zmian w konstytucji w kwestii ochrony życia? Już na dwa miesiące przed głosowaniem przestrzegałem premiera Kaczyńskiego, że utrudnianie i fiasko prac konstytucyjnych będzie oznaczać załamanie formuły Prawa i Sprawiedliwości. Przecież PiS zawsze wyróżniał się konsekwencją, wręcz przesadnym rygorem w prezentowaniu wspólnego stanowiska. I nagle okazało się, że partia, w której wszyscy powinni wykonywać dyrektywy polityczne nie odchylając się od linii ani na milimetr, w sprawie prawa do życia może prezentować kilka różnych stanowisk. Już na kilka tygodni przed głosowaniem argumentację przeciwników ochrony życia przyjęli tacy politycy PiS, jak Przemysław Gosiewski czy Marek Suski. Mówiłem Jarosławowi Kaczyńskiemu, że nie mogę tego tolerować, wielokrotnie apelowałem do niego, żeby doprowadził do jednoznacznego zaangażowania partii na rzecz prawa do życia. Ale na próżno. To przesądziło o tym, że nie mogłem dłużej godzić zaangażowania na rzecz cywilizacji życia - która powinna być fundamentem IV RP, z działalnością w PiS. Czuje się pan rozczarowany postawą Jarosława Kaczyńskiego? Bardzo. Okazało się, że nie jest w stanie zaangażować się na rzecz inicjatywy, która powstała niezależnie od jego dyrektyw. Uważa, że wszystko powinno podlegać kontroli partyjnej, a jego wypowiedzi w stylu, "że przecież zgodził się na toczenie tych prac" wykazywały kompletne niezrozumienie ich rangi moralnej oraz charakteru. Była to przecież inicjatywa podjęta pod patronatem Prezydium Sejmu przez większość ugrupowań parlamentarnych i większość posłów Prawa i Sprawiedliwości. Ta inicjatywa w żadnym wypadku nie powinna była być przedmiotem destrukcyjnej ingerencji partyjnej. A była. Zaraz po głośnym wystąpieniu z PiS pana i kilkorga innych posłów, w tym tarnobrzeżanina - Dariusza Kłeczka, ludzie Kaczyńskiego z jednej strony próbowali was "urabiać" i namawiać do powrotu, a z drugiej Jacek Kurski prześmiewał was mówiąc o ugrupowaniu "mieszczącym się w windzie"...