W wigilię ubiegłego roku Tomasz K. pił z kolegami wódkę, potem zdrzemnął się w domu. Kiedy się obudził, zobaczył, że jest w domu sam. - Zeznał, że wtedy narodziła się myśl, by coś podpalić, wybór padł na stodołę sąsiadki - relacjonuje Jacek Żak, prokurator rejonowy w Dębicy. Tomasz K. udał się na sąsiednią posesją, przez szpary w belkach stodoły podłożył ogień pod składowane tutaj siano. - Po czym poszedł do innego z sąsiadów, myśląc że w ten sposób zapewni sobie alibi - dodaje prokurator. Podpalacz nie przewidział jednak, że ogień zajmie także stodołę stojącą na jego podwórku. Kiedy syn sąsiada zauważył pożar, Tomasz K. jako pierwszy zjawił się w remizie OSP i zaalarmował pozostałych strażaków. Następnie przebrał się w mundur i uczestniczył w akcji gaszenia. Nie udało się uratować stodoły sąsiadki, u podpalacza spalił się dach. Podczas przesłuchania Tomasz K. nie potrafił powiedzieć, co nim kierowało, kiedy podkładał ogień. - Lubię gasić pożary, bo nie lubię patrzeć jak się pali - powiedział prokuratorowi. Wyjaśnił też, że z gaszenia pożarów nie ma żadnych korzyści, bo udział w akcjach OSP nie jest płatny. - Dostajemy tylko medale i odznaczenia - tłumaczył. Powstałe w wyniku pożaru straty oszacowane zostały na 50 tys. złotych. Wobec Tomasza K. prokurator zastosował dozór policyjny. - Za podpalenie i spowodowanie zagrożenia grozi mu nawet do 10 lat pozbawienia wolności - mówi Jacek Żak. nan