Spłonęła doszczętnie, a w zasadzie to, co po niej zostało, bo kilka tygodni temu została przez wandali kompletnie rozbita. Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego nakazał zabezpieczyć zrujnowaną konstrukcję, a inwestor - ksiądz Jerzy Warchoł, złożył po prostu drewniane elementy. Choć obiecywał także, że usunie pozostałości po kapliczce z miejskiej działki, i to jeszcze przed początkiem września, słowa nie dotrzymał. A prezydent Andrzej Szlęzak stracił w końcu cierpliwość i pozwał kapłana do sądu. Chciał sądowego nakazu usunięcia pozostałości kapliczki i krzyża, jaki hierarchowie kościelni wznieśli na miejskiej działce, bez pytania kogokolwiek o zgodę. Wygląda na to, że i sąd i księdza wyręczył teraz podpalacz. Przynajmniej w kwestii resztek kapliczki. - Pożar gasiło 4 strażaków, ale kiedy przyjechali cała konstrukcja była już objęta ogniem - usłyszeli dziennikarze w straży pożarnej. Policja nie ma pojęcia, kto mógł podpalić kapliczkę. Krzyż wciąż stoi na miejskiej działce. Tomasz Gotkowski