Krzysztof K. odpowiadał też za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu chłopca, a także psychiczne znęcanie się nad rodziną. Wyrok nie jest prawomocny. Uzasadnienie wyroku było niejawne, podobnie jak proces, który odbywał się za zamkniętymi drzwiami. Według prokuratury w Stalowej Woli mężczyzna w trakcie śledztwa w obliczu dowodów przyznał się do zarzucanego mu czynu, choć twierdził, że nie pamięta przebiegu zdarzenia. "Pamięta, że była awantura, ale samego wyrzucenia dziecka przez balkon - nie. Jednak w obliczu zebranych dowodów dopuszcza taką możliwość" - wyjaśniła w dniu skierowania aktu oskarżenia szefowa stalowowolskiej prokuratury Barbara Bandyga. Natomiast tuż po zatrzymaniu K. nie przyznawał się do zarzucanego mu czynu i nie dopuszczał w ogóle takiej możliwości, by mógł wyrzucić syna przez balkon. Od początku natomiast przyznawał się do demolowania mieszkania i awantury. Przyznał się też do psychicznego znęcania się nad rodziną. W toku śledztwa prokuratura zebrała m.in. zeznania świadków, wyniki badań śladów biologicznych zabezpieczonych na miejscu zdarzenia i opinie biegłych, w tym psychologiczną ośmioletniego Norberta i z zakresu biomechaniki po przeprowadzonym eksperymencie procesowym; przy użyciu specjalnie skonstruowanego manekina o wzroście i wadze chłopca, sprawdzano różne możliwości dotyczące upadku dziecka z balkonu. Do zdarzenia doszło w czerwcu 2013 r. wczesnym popołudniem na jednym ze stalowowolskich osiedli mieszkaniowych. Krzysztof K. wrócił pijany do mieszkania, gdzie od razu wywiązała się awantura, w czasie której miał wyrzucić synka przez balkon. Ranne dziecko, z obrażeniami głowy i klatki piersiowej, trafiło do szpitala w Tarnobrzegu. Matka chłopca była w tym czasie w pracy, a starsza siostra - w szkole. Po zdarzeniu policja zatrzymała ojca. Mężczyzna był pijany; miał 2,1 promila alkoholu w organizmie. Chłopiec wrócił już do zdrowia. Według sąsiadów jest to normalna rodzina; nie było widać, aby dzieci były bite. Norbert jest dobrym uczniem. Do chwili zatrzymania ojca, oboje rodziców pracowało, obecnie tylko matka. K. groziła kara nie mniejsza niż 8 lat pozbawienia wolności albo 25 lat lub dożywocie. Kodeks karny przewiduje bowiem za usiłowanie zabójstwa karę w takiej samej wysokości jak za dokonanie zabójstwa.