Stalowowolskim targowiskiem przy ul. Okulickiego, jednym z największych placów targowych na Podkarpaciu, zawładnęli obcokrajowcy. Przyjezdni nie płacą podatków, stosują ceny dumpingowe i przez to spychają rodzimych handlowców na margines. Nie pomagają kontrole celników i kontrolerów skarbowych. - Są nietykalni, bo są nielegalni - mówi Kazimierz Donchor, prezes stowarzyszenia kupieckiego. W ciągu kilku ostatnich lat, stalowowolskie targowisko bardzo się rozrosło. W handlowe soboty, rozciąga się ono na blisko dwukilometrowej długości. Miasto zainwestowało w chodniki, ale te udogodnienia służą głównie obcokrajowcom, którzy nad Sanem czują się pewniej od stalowowolskich kupców. Ci ostatni, kilka razy wołali o pomoc, głównie do Urzędu Kontroli Skarbowej, ale kończyło się na wyrywkowych nalotach, z których niewiele wynikało. Widząc bezradność naszego fiskusa wobec obcokrajowców, na sobotni handel przyjeżdża ich coraz więcej i dziś przy ul. Okulickiego słychać częściej obcą, niż polską mowę. - Najpierw zorganizowany desant na nasz plac targowy przeprowadzili Wietnamczycy - opowiada prezes Donchor. - Teraz raj u nas mają Bułgarzy. Co tydzień jest ich więcej, co znaczy, że krajowych kupców jest coraz mniej, bo placu targowego nie da się rozbudowywać w nieskończoność. Kupcy narzekają na UKS, bo ten, gdy przyjeżdża na kontrole targowiska, najchętniej kontroluje ...naszych. Od jakiegoś czasu, kupcy skarżą się tylko dziennikarzom, bo im wyżej ich skargi na łamiących nasze prawo podatkowe obcokrajowców docierały, tym bardziej kontrolami nękani byli oni sami. - To nie jest problem tylko Stalowej Woli, choć sytuacja na tutejszym targu jest nienormalna - twierdzi Jan Rakowski, prezes Kongregacji Przemysłowo-Handlowej. - Wzorowe zachowanie się celników i UKS-u w Warszawie, całkowicie wyeliminowało ze stołecznych targowisk nielegalnych handlowców. Obcokrajowcy, gdy chcą w stolicy handlować, muszą mieć założoną u nas działalność gospodarczą. Tak powinno być w całym kraju, ale czy urzędnik zrozumie kupca? Od czasu do czasu na placu targowym lub w jego okolicach, dochodzi do międzynarodowych kupieckich porachunków. Wtedy wkracza policja, ale to sprawy też nie załatwia. UKS tłumaczy się, że nie ma warunków do stałego kontrolowania jednego tylko targowiska, ale to kupców nie przekonuje. - Dlaczego w Warszawie się udało, a u nas biednym musi być zawsze ten, który uczciwie płaci podatki? - w imieniu stalowowolskich kupców pyta Kazimierz Donchor. Jerzy Mielniczuk