Jak poinformowała PAP rzeczniczka prasowa Izby Administracji Skarbowej w Rzeszowie Edyta Furman, kierowca samochodu, który przewoził towar z Turcji do Polski, powiedział funkcjonariuszom, że podczas jazdy słyszał odgłosy dochodzące z przestrzeni ładunkowej pojazdu. "Podczas wstępnych oględzin naczepy samochodu funkcjonariusze usłyszeli dochodzące ze środka głosy oraz zauważyli wyciągnięte na zewnątrz dłonie. Ze względów bezpieczeństwa funkcjonariusze podjęli decyzję o przekonwojowaniu pojazdu na teren pobliskiego, byłego przejścia granicznego w Barwinku" - dodała. Tam funkcjonariusze w obecności policjantów zdjęli plomby celne i otworzyli drzwi naczepy. W naczepie znajdowało się siedem osób, w tym dwie dorosłe i pięcioro dzieci w wieku od 5 do 16 lat. "O zdarzeniu poinformowaliśmy funkcjonariuszy Straży Granicznej z Sanoka, którzy prowadzą dalsze czynności w tej sprawie" - powiedziała Furman. Jak poinformował PAP Piotr Zakielarz z Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej w Przemyślu, cudzoziemcy nie posiadali przy sobie dokumentów tożsamości. "Znajdowali się w dobrej kondycji psychofizycznej oraz nie wymagali pomocy medycznej. W trakcie rozmowy przeprowadzonej z pomocą tłumacza ustalono, że pochodzą z Syrii, a ich narodowość jest kurdyjska. Jako cel swojej podróży podali Niemcy, gdzie chcieli dołączyć do rodziny" - dodał. Migranci zeznali, że w naczepie zostali umieszczeni już po przekroczeniu granicy z Grecją przez dwie nieznane im osoby, które poprzez przecięcie linek zabezpieczających plandekę, miały pomóc im dostać się do środka. "Oświadczyli, że za pomoc w nielegalnym przekroczeniu granicy z Turcji oraz dalszą podróż zapłacili przemytnikom 8 tys. euro" - zaznaczył Zakielarz.