Jak poinformował we wtorek Marek Grela z Prokuratury Rejonowej w Tarnobrzegu (Podkarpackie), która postawiła im zarzuty, oboje nie zareagowali właściwie na złe wyniki badań kardiotokograficznych (KTG) płodu. Do zdarzenia doszło w grudniu 2006 r. Badanie KTG płodu u 22- letniej kobiety wykazało, że zanikają czynności życiowe (wyniki z poprzedniego dnia były prawidłowe). Jednak położna Alina S. uznała, że wyniki są dobre i nie powiadomiła lekarza dyżurnego - Ryszarda S. o tym, że dzieje się coś złego z dzieckiem w łonie matki. Lekarz sam po godzinie zauważył złe wyniki badań. Nie wydał jednak dyspozycji ciągłego monitorowania płodu. Biegli z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego uznali, że był to stan zagrożenia ciąży i należało niezwłocznie podjąć działania. Następne badanie KTG wykonano jednak z kolejnym opóźnieniem. Dopiero po nim ciężarna trafiła na salę operacyjną w celu wykonania cesarskiego cięcia. Jednak było za późno, dziecko zmarło wskutek ostrej wewnątrzmacicznej zamartwicy płodu. Według biegłych gdyby cesarskie cięcie wykonano po pierwszym badaniu KTG, czyli około dwóch godzin wcześniej, to "z wysokim prawdopodobieństwem dziecko by przeżyło". Podejrzani nie przyznali się do zarzutu. Za nieumyślne spowodowanie śmierci człowieka grozi kara od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.