Ale Piotr Hołubowski wie, co trzeba zrobić w takiej chwili. Trzeba zacisnąć zęby i biec dalej. Bo jak się zaczęło, to trzeba skończyć. Sport jest jak choroba. Trzeba walczyć do końca. Kiedy patrzy się na szczupłego, wysportowanego mężczyznę wcale nie dziwi fakt, że był w stanie zdobyć medal na mistrzostwach świata. Jednak, gdy okazuje się, że Piotr Hołubowski od ośmiu lat żyje z przeszczepioną nerką, automatycznie zmienia się spojrzenie na sprawę. A Piotr jak mało kto jest przyzwyczajony do walki. Najpierw walczył z chorobą, teraz walczy o medale. Sport - moje życie Piotr Hołubowski od dziecka uwielbiał sport. Urodził się w Ustrzykach Dolnych i to właśnie tam zakochał się po uszy w narciarstwie. W rodzinnym mieście skończył szkołę narciarską, później wyjechał na studia do Akademii Wychowania Fizycznego, a w końcu trafił do dębickiej podstawówki, w której uczy wychowania fizycznego. - Sport zawsze był obecny w moim życiu, ruch jest dla mnie wszystkim - przyznaje z uśmiechem. Latem jazda na rowerze, zimą narty. Bez tego nie wyobrażał sobie życia. Do czasu. Jak grom z jasnego nieba 12 lat temu nagle zachorował, nerki odmówiły współpracy. Jego życie wywróciło się do góry nogami. Najpierw pięć miesięcy trwało leczenie, później zaczęły się dializy. Jeździł na nie co drugi dzień przez cztery lata. - Musiałem zrezygnować ze sportu, w szkole też musiałem zrobić przerwę - wspomina pan Piotr. - Każda dializa trwała cztery godziny. Po takiej wizycie w Tarnowie byłem zmęczony i niesamowicie wyczerpany. W trakcie dializy z organizmu wypłukiwane są nie tylko toksyny, ale też witaminy, sole mineralne. Organizm potrzebuje czasu, żeby to odbudować. Szansa na nowe życie W 2000 roku, po czterech latach oczekiwania na ratunek, w końcu dostał wiadomość: jest dla niego nerka. Przeszczep się udał i pan Piotr żyje z nerką 43-letniej kobiety. Po transplantacji wrócił do normalnego życia. Pracuje w szkole i wciąż uprawia sporty, bierze nawet udział w zawodach dla osób po przeszczepie. - Kilka lat temu, gdy byłem w Ustrzykach Dolnych, dowiedziałem się o Polskim Stowarzyszeniu Sportu po Transplantacji. Od tej pory startuję w zimowych i letnich mistrzostwach Polski, a ostatnio byłem w reprezentacji Polski na mistrzostwach świata - opowiada pan Piotr. Bieg po medal Tegoroczne mistrzostwa świata odbyły się w końcu marca w fińskiej miejscowości Rovaniemi. Piotr Hołubowski był o krok od zdobycia nawet kilku krążków, ale zabrakło odrobiny szczęścia. W biathlonie wszystko szło po jego myśli. Do drugiego strzelania pan Piotr był liderem. Los się odmienił, gdy cztery razy spudłował na strzelnicy. O podium mógł już zapomnieć. Szanse miał też w slalomie gigancie, ale pierwszy przejazd zaliczył z szóstym czasem. W drugim postanowił zaryzykować i wypadł z trasy. Ostatecznie zdobył srebrny medal na dystansie trzech kilometrów stylem klasycznym. Jego sukces ucieszył m.in. władze miasta, które były jednym ze sponsorów sportowca. - Ten medal pokazuje innym ludziom, jak się powinno walczyć - podkreśla Paweł Wolicki, burmistrz Dębicy. Nie wolno się poddawać Jednak nie wszyscy pochwalają takie wyczyny osób po przeszczepie. Nawet lekarze opiekujący się nimi dzielą się na dwie grupy. Jedni są oburzeni, że chorzy próbują uprawiać sport, inni nie tylko pochwalają, ale też doceniają ich zapał, chęci i wytrwałość. A powrót do sportu po tak ciężkiej chorobie bywa ciężki. Medalista z Dębicy przyznaje, że na zawodach w Finlandii nie było łatwo. Bieg był wyczerpujący, było kilka ciężkich podbiegów. - Wiedziałem, że pokonam ten dystans. Skoro już wystartowałem, to musiałem dokończyć bieg. To tak jak z chorobą. Jak zacząłem z nią walczyć, to trzeba było skończyć - podkreśla Piotr Hołubowski. Anna Olech