Według dyrektora Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie Krzysztofa Ruszla, wierzono bowiem, że woda jest siedliskiem złych mocy, demonów, które mogą zagrażać człowiekowi. W kilku miejscowościach z okolic Rzeszowa składano nawet, po wieczerzy wigilijnej, ofiary stworom zamieszkującym wodny świat. Nie pito w tym dniu wody, ponieważ sądzono, że spowoduje to ciągłe pragnienie. Jedną z podstawowych potraw była natomiast kasza: jęczmienna, pęczak, jaglana, którą jako przysmak, szczególnie dla dzieci, podawano z owocami. Nie mogło też zabraknąć tego wieczoru suszonej rzepy, buraków, często wymieszanych z suszonymi śliwkami. Stawiano również na stole miskę z potrawą, którą spożywano na wigilii jako pierwszą, czyli zielonym grochem, podawanym na sypko lub z kapustą. Etnograf wyjaśnił, że groch miał szczególne znaczenie: był sycący i można się było nim najeść, a jego okrągły kształt to doskonałość. Powszechnie jadano także pierogi i kutię (zwaną także kucią), czyli pszenicę z makiem i miodem. Ruszel przypomniał, że kutia wykorzystywana była także do wróżb. Rzucano nią o powałę i z ilości ziaren pszenicy, które się przyczepiły wróżono obfitość przyszłorocznych plonów. Napojem wigilijnym był zaś wywar z suszonych owoców. Szczególną wagę obok potraw wigilijnych, przywiązywano także do zwyczajów i obrzędów, które w tradycji ludowej miały zapewnić w nadchodzącym roku pomyślność, zdrowie, dobry urodzaj, obfitość pożywienia. Wśród tych zwyczajów, które dziś mogą budzić zdumienie było m.in. zjedzenie całej kolacji wigilijnej jedną łyżką czy wprowadzanie konia do domu. - Wigilię należało zjeść jedną łyżką, której przez całą wieczerzę nie wolno było wypuścić z ręki. Niepomyślną wróżbą było też upuszczenie łyżki na podłogę lub na stół - opowiadał Ruszel. - Jeżeli łyżka upadła na stół lub na podłogę czy polepę, wróżyło to, że osoba, która ją upuściła nie doczeka następnej wigilii. Podobnie złą wróżbę odczytywano z przewrócenia choinki, nawiązującej w swojej symbolice do zielonej gałęzi czyli życia. Z kolei pomyślność i szczęście w nowym roku miał zwiastować koń, którego wprowadzano na wigilię lub drugiego dnia świąt (w zależności od okolicy) do domu. Zwierzę częstowano owsem, a osobę, która je przyprowadziła - wódką. Konia następnie oprowadzano trzykrotnie wokół izby, zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Miało to zapewnić szczęście na cały następny rok. Radośnie reagowano szczególnie, gdy koń załatwił w izbie swoje potrzeby fizjologiczne. Taka niespodzianka to była bowiem gwarantowana pomyślność w nadchodzącym roku dla gospodarza i jego rodziny. Zobacz nasz świąteczny raport: "Hej kolęda, kolęda..."