Żyjąca głównie z przewozów towarowych firma PKP Cargo generuje coraz większe straty. Jeszcze nie tak dawno spółka przynosiła około miliarda złotych zysku rocznie. Teraz wiele wskazuje, że kwota będzie podobna, tyle, że na minusie. Za styczeń firma zanotowało ok. 100 mln strat, za luty niemal dwa razy tyle. Ludzi zwalniają, nagrody przyznają Pogarszające się wyniki Cargo idą w parze z planowanym zwolnieniem co najmniej siedmiu tysięcy pracowników (na ok. 36 tys. zatrudnionych). 700 osób ma odejść z firmy na Podkarpaciu: w Przemyślu i Dębicy. Tymczasem zarząd zdecydował się na przyznanie ekstrapremii 400 wybranym pracownikom, na co wydatkowano około miliona złotych. 19 tys. otrzymał dyrektor biura, 17 tys. starszy specjalista, 15 tys. kierowca. Teraz PKP Cargo chce, by Skarb Państwa zapłacił za przygotowywany w firmie program dobrowolnych odejść, z którego miałoby skorzystać ok. 4 - 5 tys. osób. Kosztowałoby to ponad 200 milionów złotych. To jednak nie wszystko. Władze tej państwowej firmy chcą jeszcze dofinansowania w kwocie... 1,5 miliarda złotych! Ma to uchronić spółkę przed plajtą. Co ciekawe, pompowaniu pieniędzy w molocha przyklasnęli posłowie z komisji infrastruktury. - To jeden wielki skandal. Firma przyznaje się do fatalnej kondycji, przyznaje sobie sowite nagrody i jeszcze wyciąga ręce po pieniądze podatników - denerwuje się poseł SLD Tomasz Kamiński. Z kolei według Adriana Furgalskiego, dyrektora Zespołu Doradców Gospodarczych TOR, o ile sfinansowanie programu odejść ma jeszcze sens, to ekstradotacja już nie. - Po pierwsze, takich pieniędzy nie ma w budżecie. Nawet jeżeliby się znalazły, to będzie to niebezpieczny precedens. Jest przecież wiele innych podmiotów w ciężkiej sytuacji - mówi Adrian Furgalski. Szymon Jakubowski