Dziesięciu chłopców grało w piątkowy wieczór w piłkę na osiedlowym boisku, gdy uderzył piorun. Dwie osoby są poważnie ranne, większość pozostałych trafiła do szpitala na obserwację. Do dramatu doszło przed godz. 20. Chłopcy z dawnych PGR-owskich bloków jak co dzień kopali piłkę na pobliskim boisku. Co prawda nadciągały chmury, słychać było grzmoty w sąsiedniej wsi, ale deszcz nie padał i nic nie zapowiadało dramatu. W pewnej chwili błysnęło i uderzył piorun. Siła uderzenia była tak silna, że wszyscy padli na ziemię, jedynie koleżanka chłopców, która przyglądała się grze, zachwiała się i oparła o bramkę. To było jakby syknięcie W momencie, gdy uderzył piorun, niespełna osiemnastoletni Damian Łopuch walczył o piłkę ze starszym o trzy lata Mateuszem. - Nic nie słyszałem, tylko jakby syknięcie. Padłem na ziemię, po chwili zobaczyłem, że inni podnoszą się z ziemi, tylko Damian leży bez ruchu na trawie - mówi Paweł Pokrywka pokazując miejsce, gdzie doszło do dramatu. - Damian leżał z wywróconymi oczami, bez tchu, koszulkę na ciele miał spaloną, doszczętnie zniszczony prawy but, nic też nie zostało z łańcuszka na szyi. Chłopak nie dawał znaku życia. Półprzytomny Paweł pobiegł po ojca Damiana. - Mój syn przybiegł przerażony, krzycząc: ''Damian, piorun!'' Gdy wyskoczyłam na zewnątrz, widziałam, jak tata Damiana stara się go reanimować, naciska na klatkę piersiową, jakby mu mówił ''oddychaj!'' - opowiada mieszkająca w pobliskim bloku Hanna Morawska, której syn feralnego wieczoru też grał w piłkę. Gdy ojciec Damiana opadł z sił, za reanimację wzięli się siostra chłopca Marzena i Paweł. Jednocześnie wzywano karetkę pogotowia. Uratowała go szybka reanimacja Damian leży wciąż nieprzytomny na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej w leżajskim szpitalu. Jego stan - według lekarzy - jest ciężki, ale stabilny. Prawdopodobnie uratowała go szybka reanimacja ze strony najbliższych, dzięki czemu przywrócono mu puls. Drugiego poparzonego z chłopców - 21-letniego Mateusza - przewieziono do Rzeszowa. Ma urazy twarzy, w sobotę rano był operowany. Po uderzeniu pioruna był przytomny, ale w kompletnym szoku. Zanim zabrała go karetka, dał się jeszcze zaprowadzić kolegom do domu. W ciągu kolejnych godzin rodzice poodwozili do szpitala innych grających w piłkę na obserwację. Ich stan jest dobry, narzekali tylko na mdłości, przechodzące ciarki. Inni mieli podwyższoną temperaturę. Jak on strasznie wyglądał... Ojciec Damiana, Stanisław, nie może dojść do siebie. Po dramacie sam musiał skorzystać z pomocy lekarskiej, dostał silne leki uspokajające. - Jak on strasznie wyglądał... Wszystko miał czarne, popalone - rozpacza ojciec Damiana, paląc z nerwów jednego papierosa za drugim. Nie jest w stanie wyjść na boisko. Wszystko kojarzy mu się z tragedią. Jego żona ze starszym synem pojechała do szpitala. W drodze powrotnej zatrzymali się w leżajskiej bazylice, by modlić się o życie dla Damiana. Chłopcy z okolicznych bloków na boisku spędzali każdą wolną chwilę. Część z nich, w tym Damian, to zawodnicy b-klasowego Promu Piskorowice. W tej samej drużynie gra brat rannego chłopaka i Paweł Pokrywka. Sport był dla nich jedną z nielicznych dostępnych tu rozrywek. SZYMON JAKUBOWSKI