Taki obraz zastali policjanci, którzy weszli do jednego z mieszkań przy ul. Popiełuszki w Stalowej Woli. Dzieci trafiły do domu dziecka. Policjanci dostali wezwanie do awantury domowej. Mężczyzna zawiadomił, że jego pasierbica atakuje go i nie chce opuścić jego mieszkania. Patrol dotarł do bloku przy ulicy Popiełuszki 3 w Stalowej Woli na Podkarpaciu. Pijana matka, dzieci do prababci Na miejscu mundurowi zastali troje dorosłych osób i trójkę dzieci. W mieszkaniu panował bałagan, na podłodze leżały porozbijane naczynia, szkło i resztki pożywienia. Ściany były poplamione, a pościel brudna. Pijani dorośli obrzucali się wyzwiskami i przeklinali na czym świat stoi. To, że 7-miesięczny Oskar, 2-letni Bartek i 6-letnia Kamila zanosili się od płaczu wystraszeni wrzaskami, awanturą i obecnością policji, nie robiło na nich większego wrażenia. Mundurowi uspokoili dorosłych. Katarzyna W., pijana matka, miała 2,22 promila alkoholu w organizmie. Razem z dziećmi trafiła pod opiekę prababci, mieszkającej przy ul. Czarnieckiego. Kobieta obiecała, że zaopiekuje się dziećmi. Dziadkowie maluchów zostali przewiezieni na komendę, gdzie zostali przesłuchani i przebadani alkomatem. Okazało się, że obydwoje mieli po ponad 1,5 promila alkoholu w organizmie. Kolejna interwencja, kolejne pijaństwo O tym, jak dorośli zaopiekowali się dziećmi, policjanci przekonali się już następnego dnia. O godzinie 16 znów przyszło im interweniować w mieszkaniu przy ul. Popiełuszki. Kiedy funkcjonariusze weszli do mieszkania, nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli. Na jednym z łóżek leżał 2-letni Bartek, który miał świszczący oddech. Mimo wyraźnych oznak choroby, przemarznięte dziecko było ubrane tylko w górną część piżamy. Matka dzieci potwierdziła, że dzieci są chore, ale dodała także, że leki już się skończyły. Na podłodze nadal leżały potłuczone naczynia i resztki jedzenia. A do tego puste butelki po świeżo wypitych nalewkach i jedna z niedopitym trunkiem. Lekarstwa się skończyły, ale alkohol nie. - Kobieta była bardzo agresywna, arogancka i lekceważąco podchodziła do całej sytuacji. Na uwagę, że jest pod wpływem alkoholu, stwierdziła, że pije, bo przecież jej wolno - relacjonowali sytuację policjanci. Wszyscy dorośli byli pod wpływem alkoholu. Babcia dzieci miała aż 2,2 promila, matka - 1,3 promila. Dziadzio chwiał się na nogach i bełkotał. Maluchy do domu dziecka, matka na odwyk? Mundurowi uznali, że najbezpieczniej będzie przewieźć dzieci już nie do prababci, ale do Domu Dziecka w Stalowej Woli przy ul. Podleśnej. O całej sytuacji powiadomiono sąd rodzinny, który już orzekł, że do czasu ustalenia kuratora, który miałby czuwać nad dobrem dzieci, maluchy pozostaną w placówce. Z dala od raczącej się alkoholem mamusi i dziadków. Obecnie przeprowadzane są wywiady środowiskowe, zarówno w miejscu zamieszkania dziadków, jak i w Nowej Wsi, bo tam wcześniej mieszkała matka dzieci. Niewykluczone, że wobec matki dzieci orzeczony zostanie przymusowy odwyk alkoholowy. Wszystko wyjaśni się w przeciągu miesiąca. Na razie maluchy przebywają pod troskliwą opieką pracowników domu dziecka. - Okazało się, że dzieci mają katar, były wyziębione, ale nie rozchorowały się poważnie. Są trochę wystraszone, ale codziennie odwiedza je matka. Trzeźwa, zadbana. Nie zauważyliśmy niczego podejrzanego - ocenia Jadwiga Stępniewska, dyrektorka Domu Dziecka w Stalowej Woli. Trudno ocenić, ile maluchów, po takich policyjnych interwencjach, z rąk pijących i nieodpowiedzialnych rodziców trafia do Domu Dziecka na ul. Podleśną. Niekiedy w miesiącu jest takich przypadków osiem, czasem... ani jednego. rst