Ich 18-letnia koleżanka Ewelina w stanie ciężkim przebywa w szpitalu w Krośnie. Cała trójka, bawiąc się pod wpływem alkoholu, wypadła z wirującej karuzeli. Urządzenie należące do Czecha obsługiwał... pijany Polak. 27-letni Tomasz S., jego rówieśnik i, prawdopodobnie, kuzyn Bogusław S., mieszkańcy Borku Starego k. Rzeszowa, oraz ich 18-letnia koleżanka Ewelina Ś. z Wałbrzycha, przyjechali w Bieszczady w piątek. Zamierzali tam spędzić weekend. W niedzielę wybrali się na karuzelę stojąca przy zejściu z solińskiej zapory. - Urządzenie należało do Czecha, obsługiwał je zaś Polak, 40-letni mieszkaniec Nowego Sącza - mówi Katarzyna Antosz-Ulan, rzecznik leskiej policji. Jeszcze raz Jazda im się spodobała, bo po pewnym czasie postanowili wrócić na urządzenie i jeszcze raz "się pokręcić". Maszyna ponownie ruszyła. Nagle, przy początku drugiego obrotu, metalowy uchwyt przytrzymujący pasażerów uniósł się w górę. - Cała trójka próbowała złapać go rękami. Bezskutecznie - dodaje Antosz-Ulan. Mężczyźni i kobieta wylecieli w powietrze. 18-latka z wysokości 5 m spadła na betonowy plac. 27-latkowie z 3 m uderzyli w barierki. - Usłyszałam huk, nic nie widziałam, miałam wielu klientów - relacjonuje kobieta sprzedająca na stoisku blisko karuzeli. Drogą lotniczą Mężczyźni zostali przewiezieni do szpitala w Lesku. Ewelinę śmigłowiec sanitarny przetransportował do szpitala w Krośnie. Wkrótce po zdarzeniu policjanci kazali wyłączyć z użytku karuzelę. Zatrzymano też mężczyznę obsługującego urządzenie. Miał niemal 3 prom. alkoholu, trafił do aresztu w Sanoku, gdzie trzeźwieje. Prawdopodobnie dzisiaj zostanie przesłuchany. poszkodowani mężczyźni mieli niemal 2 prom. alkoholu w wydychanym powietrzu. Jak mówili, Ewelina też piła z nimi - przekazuje rzecznik leskiej policji. Jutro do domu - Poszkodowani mężczyźni mają otarcia i ogólne potłuczenia, głównie klatki piersiowej. Nie mają żadnych złamań. Najpóźniej w środę opuszczą szpital - mówi Bożena Bąk z oddziału chirurgii Szpitala Powiatowego w Lesku. - Stan Eweliny jest ciężki, ale dziewczyna żyje - dodaje Antosz - Ulan. Policja, prokuratura Wczoraj wciąż trwały ustalenia przyczyn wypadku. - Z wypowiedzi poszkodowanych można sądzić, że zostali niedokładnie zapięci. Nie ma jednak, co do tego pewności. Przecież zarówno obsługujący urządzenie, jak i klienci byli nietrzeźwi. Sprawdzamy zatem, czy to młodzi ludzie w euforii zabawy nie odpięli pasów zabezpieczających uchwyt. Wstępnie ustaliliśmy, że w czasie wypadku na karuzeli była jeszcze matka z dzieckiem. Jeśli to się potwierdzi, będziemy ich poszukiwać jako świadków - wyjaśnia Katarzyna Antosz - Ulan. Autor: Bartosz Bącal Jak doszło do wypadku? Feralną karuzelę sprawdzili wczoraj pracownicy rzeszowskiego oddziału Urzędu Dozoru Technicznego. - Stwierdziliśmy, że urządzenie pod względem technicznym działało prawidłowo - powiedział dziennikarzon Super Nowości Jerzy Janik, dyrektor UDT w Rzeszowie. - Barierki zabezpieczające pasażerów, po właściwym zatrzaśnięciu i zablokowaniu przez pracownika obsługi, nie mogą się samoczynnie otworzyć, a osoby siedzące w krzesełku nie mają możliwości otwarcia ich w czasie ruchu urządzenia. System zamykania skonstruowany jest tak, że osoby siedzące w ławeczkach zamykają barierki, następnie obsługa powinna sprawdzić prawidłowe ich zatrzaśnięcie i zablokować przez naciśnięcie nożnego wyłącznika. Okazuje się, że jeżeli barierka nie jest prawidłowo zatrzaśnięta, to nożny wyłącznik nie zablokuje zamka. Nie ma żadnego systemu sygnalizującego nieprawidłowość. Wszystko opiera się więc na staranności pracownika obsługi. Mogło tak być, że tej staranności zabrakło lub pracownik nie był wystarczająco przeszkolony - dodaje Jerzy Janik. - Trwa badanie wszystkich okoliczności zdarzenia. Dotychczasowe ustalenia wskazują, że przyczyną wypadku mógł być błąd człowieka obsługującego urządzenie. kr