Jedni twierdzili, że nie należy to do ich kompetencji, drudzy, że mają na głowie ważniejsze sprawy. Po interwencji dziennikarzy zwierzęciem zainteresowała się gmina, jednak do dziś nikt nie jest w stanie powiedzieć, co stało się z psem. O czworonogu poinformowała OL mieszkanka Latoszyna. Kobieta twierdziła, że od kilku dni, tuż przy szkole w Latoszynie, leży potrącony pies. Mieszkańcy usiłowali skontaktować się z kimś, kto mógłby mu pomóc. W międzyczasie starali się go dokarmiać. - Chodzić psisko nie może, dałam mu jedzenie z tabletką przeciwbólową, żeby mu trochę pomóc - mówiła. Mieszkańcy dzwonili do kilku instytucji, ale działania nie przyniosły żadnego skutku. Dopiero od strażnika gminnego dowiedzieli się, że urzędniczką odpowiedzialną za takie zgłoszenia jest Elżbieta Łączak z referatu rolnictwa. Dziennikarzom udało się z nią skontaktować dopiero dzień po otrzymaniu zgłoszenia. Patrycja Krupka, z wydziału promocji, tłumaczy, że Elżbieta Łączak przebywała w tym czasie na oględzinach w Zawadzie. Dzień później udała się jednak na miejsce, tylko po to, aby stwierdzić, że pies rzeczywiście tam jest. Tłumaczyła, że nie miała rękawic i odpowiedniego pudełka, aby go zabrać. Twierdziła również, że kiedy udała się do Latoszyna po raz drugi, w towarzystwie weterynarza, czworonoga już nie było. Urzędniczka utrzymywała, że wizyta miała miejsce dzień przed dziennikarską interwencją, pomiędzy godziną 15 a 16. Dziennikarze byli na miejscu w ten sam dzień około godz. 16 i widzieli, że zwierzak wciąż leżał w rowie. Dzień później jeden z mieszkańców poinformował dziennikarzy, że pies został zabrany. Mężczyzna utrzymywał, że zajęli się tym pracownicy urzędu gminy. Nikt z nich nie potwierdził jednak tego faktu. Elżbieta Łączak zaprzecza jakoby miała cokolwiek wspólnego z zabraniem czworonoga. Najpierw twierdziła, że psa zabrał właściciel, później, że nie wie, co się z nim stało. Z pomocą, czy też bez gminnych urzędników, pies zniknął z przydrożnego rowu. Istnieje przypuszczenie, że mógł zostać uśpiony. Jeśli tak było, zabieg został przeprowadzony niezgodnie z przepisami, ponieważ te jasno określają, kiedy można przeprowadzić eutanazję. Pies mógł zostać uśpiony tylko w momencie, kiedy byłby nieuleczalnie chory, stwarzał zagrożenie dla otoczenia lub cierpiał na choroby zwalczane z urzędu, np. wściekliznę. Mieszkańcy Latoszyna twierdzą, że poszkodowane zwierzę nie miało urazów, które mogłyby kwalifikować go do uśpienia. Jadło, piło, siedziało, a co najważniejsze przemieszczało się. - W przypadku uszkodzenia kręgosłupa, nie byłoby o tym mowy - stwierdza emerytowany lekarz weterynarii Zdzisław Tchorek. Grzegorz Król