- W gimnazjach jest taka tradycja, że klasy drugie i trzecie "kocą", czyli dręczą pierwszaków. W naszej szkole odbywa się to w różny sposób. Jest malowanie markerem wąsów, wołanie na korytarzach "kici kici", spłukiwanie głowy w toalecie albo liczenie zapałkami szatni - ujawnia uczeń. - Jestem uczniem Gimnazjum nr 1. I jeśli chodzi o "kocenie" jest tu chyba najgorzej w całym mieście. Sam byłem już ofiarą trzy razy. Niestety, nie ma nauczycieli dyżurujących w szkole i starsze klasy robią, co chcą. Mój kolega doznał najgorszego, czyli tzw. "spłuczki". Niestety jakby powiedział komuś z nauczycieli, miałby jeszcze gorzej. Wszyscy z klas pierwszych boimy się wyjść z klasy. Chodzimy do szkoły w strachu, że nas pomalują, albo spuszczą głowę w toalecie - mówi jeden gimnazjalistów. Uczeń, który odważył się opowiedzieć o tym, co dzieje się w jego szkole, przyznaje także, że mają w niej miejsca wymuszenia. - Drugie klasy wymuszają od młodszych oddawanie pieniędzy. Sam niestety oddaję, ponieważ boję się, że mi coś zrobią. Z tego, co udało się ustalić redakcji Super Nowości okres "kocenia" trwa miesiąc. - Nie wiem czy wytrzymam. Nie chciałbym zmieniać szkoły, ponieważ mieszkam niedaleko. Jeśli jednak sytuacja się nie poprawi, będę do tego zmuszony. To nienormalne, żeby napadało na ciebie trzech gości i malowało ci wąsy. Trzeba mieć nierówno pod sufitem, żeby robić takie rzeczy - bulwersuje się uczeń. W dwóch pozostałych publicznych gimnazjach w Tarnobrzegu problem podobno nie istnieje. W "trójce" pierwszego dnia starsze dziewczyny pisały po rękach pierwszakom, ale już następnego dnia praktyki takie zostały stanowczo zakazane. W "dwójce", gdy ktoś zawołał na pierwszaka "kici kici" został natychmiast wyśmiany tak że, sytuacje takie nie powtarzały się. W dwóch gimnazjach społecznych, problem w ogóle nie występuje. Dlaczego więc pierwszaki z "jedynki" muszą żyć w strachu? - Doszły do mnie informacje, że ktoś szkaluje dobre imię naszej szkoły - mówi Grażyna Wianecka, dyrektor Gimnazjum nr 1. - Nie wiem, kto to robi i po co, mogę jednak zapewnić, że żadna fala nie ma u nas miejsca. Owszem, mieliśmy jeden przypadek namalowania wąsów pierwszakowi. Rozmawialiśmy i z nim i ze "sprawcą". Poszkodowany śmiał się jednak z incydentu i nie robił z niego problemu. O innych przykładach fali nie słyszałam i nie wierzę, żeby do nich dochodziło. Mamy w szkole 16 kamer i gdyby dochodziło do dręczenia pierwszaków, na pewno byśmy o tym wiedzieli. Poinformuję o tej sprawie policję, bo nie mogę pozwolić, by ktoś bezkarnie nas szkalował Małgorzata Rokoszewska