- Nie wstydzę się być patriotą. Pierwszy raz wywiesiłem flagę siedem lat temu w Niemczech i od tego czasu mam ją na każdej budowie - mówi sympatyczny dźwigowy. - Dla mnie ważne są trzy słowa: ''Bóg - Honor - Ojczyzna''. Szkoda, że dla wielu ludzi nie mają już one znaczenia - żałuje pan Rysiek. I dodaje: - Pierwszy raz wywiesiłem flagę na budowie w Mannheim w Niemczech. Było to w 2000 roku. Kiedy majster-Niemiec ją zobaczył, zrobił wielką awanturę i kazał natychmiast ją ściągnąć. Polecenie wykonałem, żeby nie było afery, ale flagę zatrzymałem i postanowiłem, że będę ją wywieszał na każdej budowie. Na dźwigu od 28 lat Pan Rysiek pracował na niemieckich budowach do ubiegłego roku. W sumie przebywał za granicą 16 lat. Jak mówi, teraz u nas można zarobić więcej, a różnicy w pracy na budowie praktycznie nie ma. - Kiedy zaczynałem, było inaczej. Pół metra w tę czy w tamtą nie robiło różnicy. Obecnie jest to nie do pomyślenia. Technologicznie polskie budowy nie odbiegają od niemieckich, tak samo jeśli chodzi o bezpieczeństwo - mówi Kowalewski. A nasz bohater wie co mówi, bowiem dźwigowym jest od 1979 roku. Wszystko zaczęło się od fascynacji dźwigiem, jaki zauważył na jednej z budów w jego rodzinnym Jaśle. - Budowano wówczas blok. Nie mogłem oderwać oczu od dźwigu, jego konstrukcja mnie urzekła. Wtedy postanowiłem, że chcę być operatorem dźwigu - wspomina pan Rysiek. Po podstawówce w Jaśle kształcił się w technikum budowlanym w Sanoku, potem przez kilka lat uczył się dźwigowego fachu. - I tak pracuję już w zawodzie od 1979 roku. No z krótką przerwą na wojsko - uśmiecha się na samo wspomnienie. Na Euro możemy nie zdążyć Ale o wojsku jeszcze porozmawiamy, teraz pytamy go o pracę na dźwigu. - Do 1990 roku pracowałem w Polsce, a później robiłem na niemieckich budowach. Były to polskie firmy, które tam miały podpisane kontrakty. Budowałem m.in. dworzec w Mannheim - opowiada Kowalewski. Potem była budowa lotniska w Monachium. - Był to ogromny plac budowy, na którym pracowało ok. 100 dźwigów - dodaje. - Byłem też na budowie stadionu piłkarskiego w Stuttgarcie, akurat dobudowywany był mniejszy, treningowy stadion. - A zdążymy się przygotować na Euro 2012? - Jeśli chodzi o stadiony to tak, bo dzisiejsza technologia pozwala wybudować takie obiekty w kilkanaście miesięcy. Ale problem na pewno będzie z pozostałą infrastrukturą. Podejrzewam, że możemy nie zdążyć - wyrokuje nasz dźwigowy. Nowe flagi na święto Pan Rysiek wrócił do Polski rok temu. Trafił na budowę do Krakowa, akurat w czasie, gdy swoją wizytę odbywał papież Benedykt XVI. - Flagę musiałem zdjąć, bo była trochę brudna. Powiedzieli, że będzie lepiej, jak jej nie będzie widać. Potem była budowa w Rabce. kiedy wywiesiłem flagę, była widoczna w całej okolicy. Pięknie się prezentowała - mówi z dumą Kowalewski. - A po Rabce przyjechałem do Rzeszowa i oczywiście też wywiesiłem flagę. Był nawet telefon w tej sprawie, kogoś zaintrygowało, z jakiej okazji tak wisi. Flaga pana Ryśka była już trochę postrzępiona, dlatego kierownictwo budowy postanowiło kupić nowe, a że zbliżało się święto 1 i 3 maja, była dobra okazja. - Na 1 maja zamieniłem starą flagę na tę nową, no i powiewa teraz nad Rzeszowem - dodaje. Szachy z majstrem Kowalewski ma też pasję - szachy. Poświęca im każdą wolną chwilą, ma nawet drugą kategorię szachową. - Nauczyłem się grać w wieku 12 lat. Złapałem bakcyla i zostało mi do teraz - mówi. Wspomina, że będąc w wojsku, brał nawet udział w turnieju szachowym. - W wojsku byłem w latach 80., w jednostce przy Lwowskiej. To dopiero były czasy - wspomina uśmiechnięty pan Rysiek. - Mieliśmy taką paczkę, że hej. Wszystkie okoliczne zabawy były nasze. No i wojsko zorganizowało turniej szachowy, a ja także wziąłem w nim udział. Ale i po opuszczeniu koszar, już pracując na dźwigu, pan Rysiek nie porzucił szachów. Na budowie w Niemczech sam zorganizował turniej. - Zamiast pić piwo i bezmyślnie siedzieć w weekend, postanowiłem zrobić turniej. Majster zafundował skrzynkę piwa, ja dałem na drugą i graliśmy. Zgłosili się nie tylko Polacy, ale też Niemcy. Wszystkich zachęciły oczywiście te piwa - śmieje się. Tylko przez skromność nie mówi, że to on był zwycięzcą turnieju. - Pewnie stałoby się inaczej, ale jeden z Polaków, który świetnie grał w szachy, pojechał na urlop do Polski - szybko dodaje. Wziął urlop, by zagrać w szachy Jak silna jest pasja do szachów świadczy to, że w marcu tego roku Kowalewski wziął urlop, aby móc wystartować w turnieju w Niegłowicach. - Już nie te lata. Młodzież dogania - mówi. A które miejsce? - dopytujemy. - No, drugie - odpowiada skromnie. - Dostałem puchar, który przywiozłem na budowę i zapomniałem zabrać. Przez kilka dni stał u kierownika. No i tak wszyscy się dowiedzieli o tym moim hobby. WOJCIECH HUK