- Dopiero jak tacie się pogorszyło, wzięli się za dezynfekcję całego oddziału, a nam kazali się modlić, bo dla taty nie ma już ratunku. Jerzy Kaplita trafił do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Rzeszowie 12 listopada z wylewem krwi do mózgu, leżał na oddziale neurologii. Tam doszło do drugiego wylewu, który zakończył się prawostronnym porażeniem ciała i operacją zamykającą przetokę. Po zabiegu pacjent trafił na oddział intensywnej terapii. Miało być lepiej... - Mówiono nam, że tato najgorsze ma za sobą, że czeka go co prawda długa rehabilitacja, ale nie ma zagrożenia życia - mówi Dagmara, córka pana Jerzego. - W środę miał wrócić na oddział neurologii. Tak się cieszyliśmy, codziennie byliśmy u niego, rozmawialiśmy. Pomału dochodził do siebie. Nagle jego stan zdrowia się znacznie pogorszył, gorączkował, majaczył, miał przywidzenia. Lekarze zaczęli coś przebąkiwać o zapaleniu płuc, jakiejś bakterii. Wreszcie potwierdzono nam, że tata złapał gronkowca złocistego, typowo szpitalny szczep, że wszczepiono mu go wraz z cewnikiem. Kazano nam się modlić. Przestano nas wpuszczać do taty. - Przyznaję, że w tym przypadku ponieśliśmy porażkę. To pierwszy przypadek, odkąd jestem tu ordynatorem (17 lat), żeby po tak dużej poprawie zdrowia (chociaż wylew był bardzo rozległy) doszło do tak głębokiego załamania - mówi dr n. med. Tadeusz Nowosad, specjalista anestezjologii i intensywnej terapii, do ostatniego listopada ordynator OIOM-u w szpitalu. ANNA MORANIEC Dr n. med. Tadeusz Nowosad: - Podkreślam, nie wstrzyknęliśmy temu pacjentowi gronkowca złocistego. A po jego wykryciu natychmiast podjęliśmy leczenie celowane antybiotykiem, zgodnie z typem gronkowca. Niestety, osłabienie sił obronnych organizmu było tak duże, że jego ustrój nie odparł ataku wirusów i bakterii i przegrał. Doszło do ciężkiego zakażenia całego organizmu. Jest mi bardzo przykro i współczuję rodzinie.