"14-miesięczna dziewczynka ma spaloną skórę, uszkodzone kości czaszki na skutek wysokiej temperatury, nie ma połowy twarzy (...) Czekają ją kolejne operacje i długa rehabilitacja, na którą potrzebne są pieniądze (...) Ciebie kosztuje to tylko kliknięcie, a rodzice dostają 3 grosze za każdego maila przesłanego w tej formie." - to treść "łańcuszka szczęścia" krążącego w sieci już od 5 lat. Tyle, że Ola ma już 6 lat a jej rodzice nie mają z tym mailem nic wspólnego... Ola Kuczma to wesoła 6-latka. Tylko łysa główka i blizny na buźce przypominają o tragicznym wypadku do którego doszło, gdy miała przeszło roczek. Dziewczynka została dotkliwie poparzona, gdy w kominie zapaliła się sadza, która przez wadliwą instalację została zassana do środka. Ogień buchnął wprost na stojące nieopodal łóżeczko w którym spała Ola. Ola ledwo uszła z życiem, miała poparzoną główkę, twarz, szyję i dłoń. Po długotrwałym leczeniu dziewczynka na szczęście wyzdrowiała, ale pojawił się ktoś, kto postanowił zrobić biznes na jej tragedii. Nie mamy z tym mailem nic wspólnego! Od 5 lat w sieci krąży mail w formie "łańcuszka szczęścia", nawołujący do rozsyłania sobie nawzajem informacji o ciężko chorej dziewczynce. "Nie zmieniaj treści tego maila tylko po prostu prześlij go dalej. Ciebie kosztuje to tylko kliknięcie, a rodzice dostają 3 grosze za każdego maila przesłanego w tej formie. Mail zawiera skrypt html, który zlicza ile razy był wysłany a płaci firma zajmująca się badaniami skuteczności mailingu jako formy marketingowej." - czytamy. Jednak okazuje się, że mail to fikcja, bo rodzice Oli nie mają z nim nic wspólnego. - Jesteśmy już zmęczeni tą całą sytuacją - przyznaje Anna Kuczma, mama dziewczynki. - Ludzie dzwonią do nas, pytają o stan córki, ale są przekonani, że Ola ma w dalszym ciągu 14 miesięcy. Żadnych rzekomo zarabianych poprzez rozsyłanie maila pieniędzy nie widzieliśmy na oczy - dodaje. W całym zamieszaniu chodzi najprawdopodobniej o poławianie adresów mailowych dla firm, które rozsyłają później na nie swoje informacje reklamowe. - Na tego typu maile nie należy odpowiadać a już na pewno ich rozsyłać - mówi podkom. Paweł Międlar, rzecznik prasowy Komendanta Wojewódzkiego Policji w Rzeszowie. - Daje to tylko złudne poczucie, że komuś pomogliśmy. Zamiast tego najlepiej jest skontaktować się bezpośrednio z ludźmi, którzy potrzebują pomocy lub instytucjami które je wspierają. Katarzyna Szczyrek kszczyrek@pressmedia.com.pl