Boże, trzeba było aż takiej ofiary mojego dziecka, żeby ksiądz już nikogo tutaj nie krzywdził... - łka Marta Obłój, matka trzynastolatka z Hłudna, który 15 grudnia powiesił się w rodzinnej miejscowości. - Śmierć chłopca przelała czarę goryczy. Mieliśmy dosyć księdza, który bił i dręczył nasze dzieci. Musieliśmy z tym skończyć - mówią zdruzgotani mieszkańcy wsi. Samobójstwo Bartka poruszyło do głębi całą wieś. A jeszcze bardziej list, który zostawił chłopiec. 13-latek napisał, że targnął się na swoje życie, bo miał dosyć księdza, który go nękał i oskarżał o kradzież. Odczytane niedawno przez policję zamazane fragmenty listu wzbudzają jeszcze większą grozę. Bartek pisał, że nie chce być już ''gwałcony'' przez tego ''pedofila''. - Przez jedenaście lat, jak był tu u nas na parafii, wszyscy siedzieli cicho, bo się bali. Wiadomo, jak to na wsi, ksiądz jest nietykalny. Robił, co chciał. Bił, wyzywał nasze dzieci i dręczył je. Z nami też się nie liczył. Ja dopiero teraz dowiedziałem się, jak krzyczał na naszą Ewelinkę. Jak tak można, na pięcioletnie dziecko? Aż ją brzuch bolał, jak miała iść na religię, ale nic nie mówiła ze strachu. Moje chłopaki obrywały szpica za byle co i w łeb dostały nieraz. Po śmierci Bartka miara się przebrała - opowiada poirytowany Stanisław Gładysz, były sołtys Hłudna. Zarzutów ze strony rodziców zbulwersowanych zachowaniem księdza wobec dzieci jest dużo więcej. Już na pogrzebie zaczęli gadać Tuż przed pogrzebem rodzina chłopca dzwoniła do dekanatu z prośbą, żeby jakiś inny ksiądz odprawił ceremonię, a delegacja mieszkańców była nawet w tej sprawie u wójta. - Nic to nie dało. Odprawił pogrzeb, jak gdyby nigdy nic. Ludzie nie wytrzymali. Stali cicho na cmentarzu, żeby uczcić zmarłego, a ksiądz sam się modlił. Tylko z tyłu zaczęli gadać, że tak nie może być i trzeba go odwołać. Na ołtarzu nie może stać ksiądz, na którego padł choć cień podejrzenia w takiej sprawie. Zaraz następnego dnia zwołaliśmy zebranie - opowiada Roman Szpiech. Proboszcz musi odejść Do domu strażaka przyszło ponad 130 osób. 90 mieszkańców podpisało się pod petycją o usunięcie proboszcza z parafii. Doprowadzeni do ostateczności ludzie zdecydowali, że pójdą do księdza, zabiorą mu klucze od kościoła i poproszą, żeby opuścił parafię w ciągu 24 godzin. - Nie chcieliśmy go wyrzucać siłą. Choć byli i tacy, którzy odgrażali się, że wywiozą go na taczkach. Chcieliśmy, żeby odszedł sam, honorowo. Staliśmy wokół niego po mszy, a on skwitował, że nie do nas należy decyzja, gdzie będzie. Tłumaczyliśmy, że po tym wszystkim stracił nasze zaufanie i nie widzimy go jako naszego proboszcza i duszpasterza, który powinien być przykładem, ani spowiednika - opowiada Stanisław Gładysz.