Tak wyglądała niedzielna wizyta Andrzeja Leppera w Stalowej Woli. Pierwsza i ostatnia - jako wicepremiera, bo nazajutrz stanowiska pozbawił go prezydent Lech Kaczyński. - A skąd to masz taki krawat? Co to jest? To sprzedają takie w Stalowej Woli? - dopytywał się Andrzej Lepper nastolatka, który poprosił go o autograf na słynnym biało-czerwonym krawacie. Chłopak odparł, że owszem, sprzedają. - Kłamie, to jest łobuz - komentował ze śmiechem Lepper, podpisując się na krawacie. Ledwie skończył, a po autografy zaczęli ustawiać się kolejni chętni. Inny nastolatek chciał podpis na koszulce, a kobieta w średnim wieku na ręce. - A może na twarzy? - zapytał rubasznie szef Samoobrony. - Nie, na buzi nie - odpowiedziała. Niedzielna wizyta Andrzeja Leppera - jeszcze jako wicepremiera, dla wielu osób była sporym zaskoczeniem. Do Stalowej Woli przybył na obchody XI Krajowego Święta Spółdzielczości Bankowej oraz jubileuszu 80-lecia stalowowolskiego Banku Spółdzielczego. Lepper specjalnie "fatygował" się tu śmigłowcem (wylądował w Turbi) prosto z Częstochowy, gdzie razem z Romanem Giertychem i Jarosławem Kaczyńskim uczestniczyli w pielgrzymce słuchaczy Radia Maryja. Nic nie wskazywało na to, że nazajutrz straci stanowiska wicepremiera i ministra rolnictwa. Przecież po dymisji stwierdził, że już w piątek, 6 lipca, dostał informacje o szykowanej prowokacji oraz groźby "że jest skończony". Tymczasem w niedzielę w Stalowej Woli tryskał humorem. Żartował z obecnymi na uroczystości samorządowcami oraz parlamentarzystami, a w krótkim wystąpieniu wychwalał obecny rząd. Rząd, z którego następnego dnia został wykluczony w związku z aferą korupcyjną, w którą ma być zamieszany, a w sprawie której śledztwo prowadzi Centralne Biuro Antykorupcyjne. Tomasz Wosk