Ale kiedy sąd mu na to zezwala, niewiele ma do powiedzenia. Podczas zeznań świadków bezradnie rozkłada ręce, jakby zupełnie nie wiedział, o co chodzi. - On cały czas gra wariata - powiedział w sądowym korytarzu jeden ze świadków, który potwierdził, że we wsi owdowiały Feliks H. uchodził od dawna za osobę konfliktową i agresywną, zwłaszcza po alkoholu, którego sobie nie żałował. Syna oskarżył o znęcanie się, więc ten ponoć pozabierał mu, co mógł i wyniósł się z rodzinnego domu. Spokojniej bywało w jego domu tylko wtedy, gdy zjawiała się tu mieszkająca we Włoszech córka. W sąsiedztwie Feliks H. z nikim, nawet z własną siostrą, nie utrzymywał poprawnych stosunków. Dla wszystkich oczywiste jest, że to on zmasakrował na śmierć 69-letniego Antoniego M., który był jego dobrym znajomym. - W sobotę, 18 listopada ubiegłego roku, widziałem rower ojca przed domem Feliksa H. - zeznawał przed sądem syn zmarłego, 44-letni Stanisław M. - Chciałem ojca stamtąd zabrać, ale dom był zamknięty. Ojciec rzadko pił, ale zdarzało mu się, że jak spotkał się z Feliksem H., to trwało to nawet kilka dni. Wtedy ojciec nie wrócił na noc do domu, ale w niedzielę przed południem przyjechał i był trzeźwy. W poniedziałek widziałem go w Grodzisku, jak z kuzynem Henrykiem G. wracaliśmy autem z Rzeszowa. Spieszyłem się do pracy, więc nie zatrzymywaliśmy się. Wtedy ostatni raz widziałem ojca żywego. Poszukiwania zaginionego Z relacji Stanisława M. wynika, że kiedy we wtorek rano wrócił z pracy w Leżajsku, żona powiedziała mu, że ojciec znów nie wrócił na noc do domu. Syn pojechał więc do 32- -letniego Henryka G. i jego autem jeździli po Grodzisku i okolicach, by szukać zaginionego ojca. Podjechali pod dom Feliksa H. Drzwi były otwarte, ale nikogo wewnątrz nie było. W środę (23 XI 2006 r.) Stanisław M. znów był u poruszającego się tylko na wózku inwalidzkim lub samochodem Henryka G. Na dachu jego domu robił tzw. śniegołapy. Około godz. 15 słyszał z podwórka Feliksa H. przekleństwa i krzyki. - Ty ch...! - dobiegło do jego uszu. - Ja ci k... pokażę!... Poprosił więc Henryka G., by na swym wózku z silnikiem podjechał do H. i sprawdził, co się tam dzieje. Henryk G. pojechał, ale wrócił z niczym, bo na zewnątrz nie było już nikogo, a do domu H. wjechać nie mógł. Tego dnia po zmroku Stanisław M. wraz z Henrykiem G. i 21-letnim Adamem K. podjechali znów pod dom Feliksa H. Drzwi były podparte kołkiem, więc Adam K. odchylił je i wszedł do kuchni. - Feliks H. siedział przy stole nad otwartą konserwą, której zawartość jadł nożem - relacjonował Adam K. - Kiedy mnie zobaczył, zerwał się z tym nożem do mnie, ale ja powiedziałem ''dobry wieczór'' i wyciągnąłem rękę na powitanie. Feliks się uspokoił, a kiedy zapytałem o Antoniego M., odpowiedział, że dawno go nie widział. Ale na ścianie i meblach zauważyłem plamy krwi, a nakryta kapą wersalka była dziwnie wybrzuszona. Po wyjściu powiedziałem o tym Stanisławowi M. i Henrykowi G. Konfrontacja świadków oskarżenia Kiedy Adam K. wypowiedział ostatnie zdanie, siedzący z tyłu Stanisław M. (ma status oskarżyciela posiłkowego w procesie) poderwał się ze swego miejsca i gorąco zaprotestował: - To nieprawda! - zawołał. - Przecież gdybym wtedy wiedział o krwi i wybrzuszonej wersalce, natychmiast wszedłbym do wnętrza, aby to sprawdzić! Sąd Okręgowy w Rzeszowie, którego składowi orzekającemu przewodniczy sędzia Artur Pelc, natychmiast zarządził konfrontację obu świadków. - Proszę sobie przypomnieć dokładnie, czy o krwi i wersalce powiedział świadek Stanisławowi M. od razu po wyjściu z domu Feliksa H., czy dopiero po znalezieniu zwłok Antoniego M.? - spytał Adama K. sędzia. - Chyba powiedziałem mu to od razu - odpowiedział niepewnie Adam K. - A czy nie mogło być tak, jak mówi Stanisław M.? - spytał sędzia. - Mogło tak być - zgodził się świadek Adam K. z trwającym przy swoim zdaniu Stanisławem M. Ale ostatecznie tę kwestię rozwiał zeznający po nich Henryk G., który tej nocy jechał swym autem z Adamem K. do Niemiec i przyznał, że o krwi na ścianie i meblach w kuchni Feliksa H., a także dziwnie wybrzuszonej wersalce, dowiedział się od swego pasażera dopiero podczas jazdy. Wzburzony postawą podejrzanego - Kiedy dowiedziałem się o znalezieniu w pobliżu domu straszliwie zmasakrowanego ciała Antoniego M., krzyknąłem do stojącego przed domem Feliksa H.: - Coś ty mu zrobił?! - zeznawał Henryk G. - A on wtedy zaczął się śmiać i mówić, że teraz będzie tu straszyć. To oburzające, bo Antoni był bardzo porządnym i spokojnym człowiekiem, a mnie dużo pomagał w domu i obejściu, w którym na wózku inwalidzkim niewiele mogłem sam zrobić. - Chciałem dodać, że podczas wizji lokalnej, kiedy wysadzili go z więźniarki, Feliks H. znów dał popis - dorzucił w stronę oskarżonego Henryk G. - Zaczął mi się odgrażać, że mnie załatwi, bo rzekomo miałem mu narkotyki skądś przywozić. Ludzie byli oburzeni, bo ta straszna zbrodnia poruszyła całą wieś, a on cały czas śmiał się wszystkim w oczy. Wcześniej nic nie wskazywało na to, aby miał kłopoty psychiczne, ale w śledztwie wyszło po badaniach, że nie jest całkiem normalny... Niewątpliwe fakty i procesowe poszlaki Z aktu oskarżenia w tej sprawie wiemy, że straszliwie zmasakrowane zwłoki Antoniego M. przypadkowo odnalazła 24 listopada ub. r. mieszkanka Grodziska Górnego w nieużytkach opodal posesji Feliksa H. Początkowo nikt nie mógł rozpoznać nakrytego folią ciała, na którym (na głowie i czaszce, klatce piersiowej i plecach oraz rękach) lekarz stwierdził ślady aż 73 obrażeń, zadanych różnymi narzędziami tępokrawędzistymi. Obok leżały dwa buty, ale tylko jeden należał do zmarłego. Drugi, ze śladami jego krwi, znaleziono w domu Feliksa H., gdzie stwierdzono mnóstwo zaschłych śladów krwi zarówno ofiary, jak i oskarżonego o zabójstwo gos-podarza. W trakcie śledztwa Feliks H., mający ograniczoną poczytalność, ani razu nie przyznał się do zbrodni, twierdząc, że ślady krwi pochodziły tylko od niego, bo skaleczył się przy wymianie wybitej szyby w drzwiach domu. Przyznał tylko, że pił z Antonim M. wódkę i ten spał w jego domu. Rano bardzo go zdenerwował, bo hałasował przy otwieraniu drzwi, kiedy on jeszcze spał. Pokłócili się o to, a nawet doszło do szarpaniny, ale do niczego więcej. Oskarżony nie potrafił, a przed sądem wręcz nie chciał, wyjaśnić, skąd ludzie widzieli na jego twarzy przed odnalezieniem zwłok Antoniego M. ślady po świeżych zadrapaniach. Podobnie nie ustosunkował się do zarzutów, że chodził wtedy do sklepu wiejskiego dziwnie osowiały, zamyślony i zamknięty w sobie, jakim nikt go wcześniej nie znał. Rozprawa sądowa trwa i będzie kontynuowana 29 bm. JANUSZ KLICH