- Policja ustala, czy organizator wyprawy i opiekun grupy nie narazili jej uczestników na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia - powiedział rzecznik. - Ratownicy GOPR-u, wspierani przez funkcjonariuszy Straży Granicznej i policjantów, prowadzili akcję, w której stawką było życie dziesięciorga młodych ludzi z Dolnego Śląska. Dziewięciu chłopaków i kobieta wezwali pomoc w poniedziałek rano. Byli w górach, nie byli w stanie samodzielnie wrócić - podkreślił Międlar. Po kilku godzinach ratownicy sprowadzili grupę do Mucznego. - 16-letni chłopiec, osłabiony i zmarznięty, trafił do szpitala, pozostali nie wymagali lekarskiej pomocy - dodał Międlar. Zaznaczył, że równolegle z akcją ratowniczą "policjanci z Ustrzyk Dolnych ustalali, jak doszło do tej niebezpiecznej sytuacji". - Zebrane wstępnie informacje wskazują, że grupa 10 osób wyruszyła w góry, by się sprawdzić, była to tzw. szkoła przetrwania. Ich opiekun, przedstawiciel organizatora wyjazdu w Bieszczady, zostawił grupę na szlaku, zgodnie ze scenariuszem. Kontaktował się z nimi telefonicznie. Rano po telefonie od podopiecznego wezwał na pomoc GOPR - powiedział rzecznik. W poniedziałek w Bieszczadach powyżej górnej granicy lasu leżało średnio pół metra śniegu. Było siedem stopni mrozu, a prędkość wiatru dochodziła do 70 km/godz. W górnych partiach Bieszczad obowiązuje drugi stopień zagrożenia lawinowego. Organizatorem wyprawy była Szkoła Przetrwania i Przygody SAS we Wrocławiu.