Żaba za bluzką koleżanki i warkocz zanurzony w atramencie to jedne z bardziej zuchwałych figli, na jakie pozwalali sobie nasi dziadkowie zasiadający w szkolnych ławach. O tym, co ich wnukowie robią dzisiaj na przerwach nawet im się śniło. I dobrze, bo byłyby to koszmarne sny. Cyrkiel w d... Każda klasa ma swoją historię i swoje tajemnice. Młodzi się kochają, kłócą, a czasem robią sobie idiotyczne dowcipy. O niektórych dowiadują się nauczyciele i rodzice. Wówczas, z głupiego żartu robi się afera. Czasem na całą Polskę. Częściej jednak, aby uniknąć rozgłosu, łagodzi się sytuację i puszcza w zapomnienie. Czy wszystko można jednak zapomnieć? W jednej z tarnobrzeskich szkół uczniowie dopadli podczas przerwy kolegę, który nie należał do najbystrzejszych. Rozbawiona banda wpadła do klasy matematycznej. Gdy ofiara była już w ich rękach, trzeba było wymyślić, co jej zrobić. W oko wpadł chłopakom 40-centymetrowym cyrkiel do rysowania kredą kół na tablicy. Skrępowanemu biedakowi ściągnęli spodnie i bokserki. Pomysł nie był wyszukany... Na szczęście, w ostatniej chwili do klasy wrócił nauczyciel. Towarzystwo zostało rozgonione, a nieszczęśnik mógł spokojnie ubrać spodnie. "Przygoda" ta ciągnęła się jednak za nim do czasu ukończenia szkoły. Spłuczka i kocie wąsy Kilka dni temu do redakcji "Super Nowości" dotarł list, w którym jeden z uczniów tarnobrzeskiego Gimnazjum nr 1 żalił się na starszych kolegów, którzy jemu i jego rówieśnikom z pierwszej klasy fundują tzw. "kocenie". - W gimnazjach jest taka tradycja, że klasy drugie i trzecie "kocą", czyli dręczą pierwszaków. W naszej szkole odbywa się to w różny sposób. Jest malowanie markerem wąsów, wołanie na korytarzach "kici kici", spłukiwanie głowy w toalecie albo liczenie długości szatni zapałkami - ujawnia uczeń. - Jestem uczniem Gimnazjum nr 1. I jeśli chodzi o "kocenie" jest tu chyba najgorzej w całym mieście. Sam byłem już tego ofiarą trzy razy. Mój kolega doznał najgorszego, czyli tzw. "spłuczki". Niestety, jakby powiedział komuś z nauczycieli, miałby jeszcze gorzej. Chodzimy do szkoły w strachu, że nas pomalują, albo spuszczą głowę w toalecie. Dyrektorka szkoły, którą zapytaliśmy o incydenty, przyznała, że miał miejsce tylko jeden, z namalowaniem wąsów. - "Pokrzywdzony" uczeń śmiał się jednak z całego zajścia i mimo że jego sprawca usłyszał naganę, nie chciał, by wyciągano wobec niego jakiekolwiek konsekwencje - mówi Grażyna Wianecka, dyrektor Gimnazjum nr 1 w Tarnobrzegu. - Na początku roku szkolnego zorganizowane zostało spotkanie, podczas którego uczniowie usłyszeli, jakie zasady panują w szkole, co im wolno, a co jest niedopuszczalne. Nie usłyszałam sprzeciwu wobec tych zasad, uważam, że zostały zaakceptowane. Zarzuty ucznia, który skarży się na kolegów są według mnie bezzasadne. Porno z gimnazjalistką Kolejna ze szkolnych afer, rodem z Tarnobrzega, trafiła na pierwsze strony ogólnopolskich tabloidów, a finał miała w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Do wydarzeń doszło w czerwcu 2006 roku. Trzech gimnazjalistów upoiło młodszą o rok koleżankę. Pijaną dziewczynę rozebrali, potem dwóch chłopaków uprawiało z nią seks. Sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie film i zdjęcia, które zrobiono podczas imprezy. Gimnazjaliści chcąc pochwalić się przed kolegami swoim "dokonaniem" pocztą elektroniczną rozesłali film i zdjęcia do znajomych. Pornograficzne materiały trafiły także do dziennikarzy "Faktu". Ci, bez zapytania o zgodę pokrzywdzonej, opublikowali je w gazecie. Dziewczyna była rozpoznawalna na opublikowanych zdjęciach. Straciła anonimowość w szkole i poza nią. Ofiara gwałtu poszła do sądu i sprawę wygrała. Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał wydawcy "Faktu" zapłacić tarnobrzeżance 250 tys. zł odszkodowania. Jej koledzy zostali wcześniej ukarani przez tarnobrzeski sąd naganą i dozorem kuratora. Witryna z paszkwilami Telefony komórkowe i Internet to dobra, bez których młodzież nie wyobraża sobie życia. Niestety, młodzi nie zdają sobie sprawy z siły rażenia, jakie dają te multimedia. Krzywdzą nielubianych kolegów, dużo dotkliwiej niż w czasach, gdy złośliwości przekazywało się jedynie do ucha lub na skrawkach papieru podawanych pod ławkami. Tarnobrzeski Sąd Rejonowy musiał się nie tak dawno zmierzyć z rozsądzeniem jeszcze jednej szkolnej afery. Młodzi licealiści utworzyli witrynę internetową, na której umieszczali humorystyczne, acz kąśliwe informacje o swoim koledze. Gdy do bohatera strony dotarła wiadomość o krążących w sieci pod jego adresem paszkwilach, pożalił się rodzicom, a ci, zgłosili sprawę prokuraturze. Dyrekcja szkoły "zasugerowała" autorom feralnej strony zmianę liceum. Pokrzywdzony wygrał sprawę w sądzie, a kreatywni programiści zostali obarczeni kosztami procesu. Szydercze piętno - Głupotę i brak wyobraźni młodzież bierze za odwagę i pomysłowość. Niestety, coraz częściej takie idiotyczne żarty mają tło erotyczne - mówi pedagog szkolny Justyna Sitek. - Ich autorzy świetnie się bawią, ale w ich ofiarach upokorzenie zostaje na lata, a nawet całe życie. Nie jest łatwo pozbyć się wspomnienia rechotu kolegów, którzy szydzili z nas wtedy, gdy najbardziej potrzebowaliśmy ich akceptacji. Małgorzata Rokoszewska