Proszą o pieniądze, starają się wzbudzić litość. Skutecznie, bo Polacy mają miękkie serca. Dziennie żebrząca osoba, ustawiona w dobrym punkcie miasta, może uzbierać do 800 zł. Te pieniądze nie są jednak przeznaczone dla niej. Odbierają je kierujący procederem gangsterzy. - Obserwowałem kiedyś taką kobietę. Po kilku godzinach żebrania zebrała się i zniknęła w bocznej uliczce. A tam czekał na nią samochód. I to nie byle jaki, porządne bmw, w którym siedział jakiś ponury typ. Podobnie było w przypadku kalek żebrzących w centrum miasta. Po pewnym czasie zabrał ich busik. O dziwo, im dalej od centrum, tym mniej kuleli - mówi mieszkaniec Tarnobrzega. Wielu ludzi, kierując się odruchem oferuje żebrzącym chleb czy inną żywność. To wyraźnie nie podoba się żebrzącym. Jedzenie zazwyczaj ląduje w najbliższym koszu, bowiem szefowie wymagają wyłącznie pieniędzy. - Dałem kiedyś jedzenie, bo nie miałem przy sobie pieniędzy. No i dostałem tym chlebem w twarz, a kobieta dodatkowo mnie opluła - opowiada rzeszowianin. Jak w średniowieczu - Mechanizm zmuszający ludzi ze wschodniej Europy, głównie z Mołdawii, Rumunii i Ukrainy, do żebrania na polskich ulicach jest wyjątkowo okrutny. Spora ich część przyjeżdża do naszego kraju do normalnej pracy. Na miejscu dowiadują się, że mają żebrać na ulicach. Matkom odbiera się dzieci i "przydziela je" innym kobietom. W ten sposób zapewnia się posłuszeństwo. Dzieci często są głodzone i odurzane środkami uspokajającymi - mówi policyjny specjalista zajmujący się m. in. zwalczaniem tego typu procederu. - To prawdziwy przemysł. Coraz częściej do opinii publicznej docierają też sygnały, że gangi "produkują" kaleki, celowo okaleczając dzieci przeznaczone do żebrania, by wzbudzały większe współczucie. To już powrót do średniowiecza i metod z tamtych czasów. Wpadli tylko na Podkarpaciu Na terenie Polski działa wiele grup przestępczych żerujących na żebrakach. Ich zwalczanie jest niezwykle trudne. Dotąd tylko raz udało się rozbić taki gang i zaprowadzić go przed sąd. Dokonała tego podkarpacka policja i Centralne Biuro Śledcze. - Problemem w takich sprawach jest znalezienie pokrzywdzonych. A osoby zmuszane do żebrania przeważnie nie chcą zeznawać. To, że udało się nam rozbić gang handlujący ludźmi było efektem 16-miesięcznego, żmudnego śledztwa - mówi młodszy aspirant Paweł Międlar z biura prasowego Podkarpackiej Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Rozbicie gangu niewiele jednak zmieniło. Nadal na ulicach pełno jest żebrzących cudzoziemców. - Zdajemy sobie z tego sprawę. Cały czas prowadzimy czynności operacyjne m. in. w sprawach o zmuszanie do żebractwa. Pracuje nad tym zarówno policja, jak i CBŚ. W takich sprawach jednak trzeba długo czekać na efekty - stwierdził Paweł Międlar. Piotr Welanyk